
Dyskusja wokół filmu "Tomb Raider" sprowadza się w wielu przypadkach do analizy rozmiaru piersi głównej bohaterki. Męscy fani kultowej serii gier komputerowych nie mogą przeboleć faktu zmniejszenia, a raczej urealnienia biustu Lary Croft, która przecież zasłynęła w popkulturze jako seksowna pani archeolog o bujnych kształtach.
„Atuty” wirtualnej bohaterki to efekt przypadku. Kiedy studio Core Design pracowało nad pierwszą odsłoną serii, jeden z twórców (Toby Gard), źle kliknął i powiększył biust Lary o 150%. Kolegom jednak taki model się spodobał i tak już zostało. Pomyłka z pewnością przyczyniła się do sukcesu „Tomb Raidera”, ale deweloperom zaczęło przeszkadzać, że Lara kojarzy się wszystkim tylko z przerośniętymi piersiami. Często zapominamy, że kiedyś były... trójkątne.
Z drugiej strony Lara Croft kojarzy nam się też z Angeliną Jolie. Aktorka wcielała się w tytułową postać w dwóch filmach z 2001 i 2003 roku. Pod względem aparycji stała się wręcz synonimem. Jolie perfekcyjnie pasowała do roli, bo prócz odpowiedniego ciała, miała w sobie ogromne pokłady dzikości. Pasowała do wizerunku kobiety-wojowniczki rodem z lat 80-tych i 90-tych pokroju Xeny i innych kiczowatych bohaterek. Czasy jednak się zmieniły i wpłynęły również na kształty ikony wirtualnego świata.
Nie da się ukryć, że 29-letnia aktorka to najmocniejszy punkt filmu. Pod uwagę była brana też Emilia Clarke (Danerys z "Gry o Tron") oraz Daisy Ridley (Rey z "Gwiezdnych wojen"), ale dobrze, że wybór padł na mniej opatrzoną Alicię Vikander. Jest dokładnie taka jak w najnowszych odsłonach gier (niektóre ujęcia nawet ją przypominają) - filigranowa, inteligentna, niezmordowana i wysportowana. Świetnie rozwiązuje łamigłówki, strzela z łuku, posługuje się czekanem i nigdy nie robią jej się odciski od ciągłego chwytania się skał. Ma błysk w oku, potrafi też rzucić złośliwym żartem, momentami przypominała mi... Anię Przybylską.
