Atak chemiczny w syryjskiej wschodniej Ghucie, w którym zginęło ponad 70 osób – głównie cywilów – wstrząsnęło opinią publiczną na całym świecie. Na atak zareagował sam Donald Trump, który zapowiedział "zdecydowaną reakcję" na to, co dzieje się w Syrii. Na co "stać" Stany Zjednoczone i czy zapowiadana reakcja będzie naprawdę zdecydowana?
Co jakiś czas, do światowej opinii publicznej docierają zdjęcia z kolejnych masakr na ludności cywilnej, do których dochodzi w różnych częściach Syrii. Wojna domowa, która przez prawie siedem lat pochłonęła grubo nad 300 tys. ofiar wciąż trwa i nie widać żadnych oznak jej końca. Do doniesień z Bliskiego Wschodu przyzwyczaiła się zarówno światowa opinia publiczna, jak i światowi politycy. Jednak odkąd stery Białego Domu przejął Donald Trump, retoryka względem Baszara al-Asada uległa zaostrzeniu. Po sobotnim ataku chemicznym prezydent USA zapowiedział interwencję wojskową w Syrii. Czy to kolejna obietnica i ostra retoryka, czy zapowiedź realnych działań?
Wschodnia Ghuta
Do ataku doszło w sobotni wieczór. Wschodnie przedmieścia Ghuty, to jeden z ostatnich przyczółków niedaleko Damaszku, który kontrolowany jest przez rebeliantów. Według ratowników z Syrian American Medical Society (SAMS), po zrzuceniu ze śmigłowców bomb chemicznych, zginęło około 70 osób. To z pewnością nie koniec śmiertelnego bilansu. Nie wiadomo, ile osób umrze po kilku dniach od przyjęcia śmiertelnych substancji. Wiele z ofiar bombardowania to dzieci, co zresztą udokumentowali ratownicy pomagający w prowizorycznych szpitalach.
W internecie krąży wideo, na którym widać ciała dzieci, kobiet i mężczyzn. Niektórzy mają pianę na ustach, co jest charakterystyczne dla ofiar ataku chemicznego. "Miasto Duma, 7 kwietnia... Czuć silny zapach" – słychać w tle.
To już kolejny atak przy użyciu bomb chemicznych. Tradycyjnie też syryjski reżim zaprzecza, że wykorzystuje tego typu broń i oskarża o to samych rebeliantów, którzy mieliby w ten sposób prowokować zaognienie sytuacji wokół syryjskiej stolicy. Takiego samego komunikatu używają zresztą Rosja i Iran, które wspierają al-Asada w krwawym zwalczaniu rebelii.
"Odpowiemy w ciągu 24 lub 48 godzin"
Po doniesieniach o przeprowadzonym ataku, znany z mało dyplomatycznych reakcji prezydent Stanów Zjednoczonych nazwał Baszara-al-Asada "zwierzęciem". Na specjalnie zwołanym spotkaniu członków swojej administracji i wojskowych Donald Trump zapowiedział "zdecydowaną odpowiedź" o charakterze militarnym. Na ostateczną decyzję i konsultacje dał sobie "24 lub 48 godzin".
Poruszające i ostre wystąpienie w sprawie Syrii podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ miała także amerykańska ambasador przy ONZ Nikki Haley, która potępiła atak i wskazała na bezradność Organizacji. – Przyszedł moment, gdy świat musi zobaczyć, że sprawiedliwości stało się zadość. Historia zapamięta ten moment jako taki, gdy Rada Bezpieczeństwa albo wypełniła swą powinność, albo też zademonstrowała nieudolność i porażkę w wywiązywaniu się z obowiązku ochrony ludności cywilnej w Syrii – stwierdziła.
Wysłania amerykańskich żołnierzy nie będzie
Jednak zapowiedzi buńczuczne zapowiedzi Donalda Trumpa (znane choćby z reakcji na prowokacje Kim Dzong Una), a rzeczywistość polityczno-wojskowa to dwie różne rzeczy. Jak mówi w rozmowie z naTemat politolog i amerykanista prof. Bohdan Szklarski z Uniwersytetu Warszawskiego, zapowiadana przez Trumpa interwencja nie będzie różnić się od tych, do których doszło jakiś czas temu.
Zwłoka w atakowaniu syryjskich celów, których lista z pewnością od bardzo dawna znajduje się w rękach amerykańskich wojskowych, podyktowana jest obecnością Rosji i rozgrywania przez nią polityki w tamtym rejonie Bliskiego Wschodu.
Jak mówi ekspert, Donald Trump nie może się teraz wycofać ze swojej wypowiedzi. Musi wybrać odpowiedni cel i nie może powtórzyć wpadki, którą USA zaliczyło poprzednim razem. Atak na lotnisko, który przeprowadzili Amerykanie nie był zbyt dotkliwy, o czym świadczy to, że po upływie niespełna tygodnia, lotnisko zaczęło działać. – Odpowiedź Stanów Zjednoczonych będzie miała oczywiście charakter symboliczny, a nie militarny. Nie może jednak być inna, ponieważ na miejscu jest wielu Rosjan, w postaci żołnierzy i doradców wojskowych – mówi prof. Szklarski. Trudno przewidzieć, co stało by się w przypadku, gdyby w ataku Amerykanów zginęli rosyjscy obywatele.
W sprawie trwającej od 2011 roku wojny w Syrii padło wiele obietnic. Najgłośniejszą z nich była obietnica interwencji lądowej, którą amerykańska armia miała dokonać po "przekroczeniu czerwonej linii", którą było użycie broni chemicznej. To słowa poprzedniego prezydenta USA Baracka Obamy. Nigdy do takiej interwencji nie doszło, pomimo kilkukrotnego przeprowadzenia ataków chemicznych. Niszczenie konkretnych celów na terenie Syrii nawet w minimalnym stopniu nie rozwiązuje konfliktu, który codziennie pochłania setki osób, a Syrię obróciło w jedno wielkie gruzowisko. W tej części Bliskiego Wschodu karty rozdaje Rosja. I tylko od niej zależy, kiedy Baszar al-Asad ustąpi i konflikt się skończy.
Reklama.
Udostępnij: 74
Donald Trump
na Twitterze
Wielu zmarłych, w tym kobiet i dzieci po bezmyślnym ataku chemicznym w Syrii. Obszar na którym dokonano ataku jest zablokowany i otoczony przez wojska syryjskie, co czyni go całkowicie niedostępny do świata zewnętrznego. Prezydent Putin, Rosja i Iran są odpowiedzialni za poparcie tego zwierzęcia Assada. To duża cena...
prof. Bohdan Szklarski
amerykanista
Donald Trump już przetestował podobną reakcję w Syrii. Na pewno nie będzie nią wysłanie do Syrii amerykańskich żołnierzy. Możemy spodziewać się identycznych środków co poprzednio: ataku rakietowego prowadzonego z amerykańskich statków znajdujących się na Morzu Śródziemnym na instalacje wojskowe i budynki rządowe.
prof. Bohdan Szklarski
amerykanista
Wypowiedź Trumpa o 24 lub 48 godzinach to najprawdopodobniej sygnał dla Rosjan, żeby coś zrobili. Może ktoś przyzna się do przeprowadzenia tego ataku, może uda się wymusić oddanie kolejnej transzy broni chemicznej, która nota bene miała być oddana w całości już dawno. Jest to też sposób na odpowiedź, przy jednoczesnym nie eskalowaniu konfliktu i relacji USA z Rosją.