Pojawiają się coraz większe wątpliwości co do prawidłowości niedawnych wyborów parlamentarnych na Węgrzech. W niektórych okręgach nieważnych głosów jest bowiem prawie 35 proc., brakuje także aż 85 tys. kart do głosowania. Opozycja mówi o fałszowaniu wyborów, a większość konstytucyjna Fideszu nadal wisi na włosku.
Przypomnijmy, że niedzielne wybory na Węgrzech wygrał rządzący dotąd Fidesz, który zdobył minimalną liczbę miejsc wymaganą do stworzenia w parlamencie większości konstytucyjnej. Oficjalne wyniki wyborów miały zostać podane w poniedziałek wieczorem, jednak do tego droga daleka.
Okazuje się bowiem, że w niektórych okręgach wyborczych odsetek nieważnych głosów wynosił aż 35 procent. Brakuje także danych z 11 tys. komisji oraz 82 tys. głosów. Są miejsca na Węgrzech, gdzie tzw. partie słupy zdobyły więcej głosów niż te najbardziej znane. To wszystko sprawa, że partie opozycyjne domagają się ponownego przeliczenia głosów. Opozycyjni politycy mówią wprost o fałszerstwach, dzięki którym Fidesz zdobył większość 2/3, pozwalającą dowolnie zmieniać konstytucję.
Dodatkowe wątpliwości rodzi fakt, że liczba mandatów, którą uzyskał Fidesz wynosi dokładnie tyle, ile wynosi dolna granica większość i konstytucyjnej. Nie wiadomo, kiedy zostaną podane końcowe wyniki wyborów. W ugaszeniu tego pożaru Viktorowi Orbánowi pomoże jednak opinia OBWE, która stwierdziła, że co do zasady wybory przebiegły prawidłowo. Zupełnie inne zdanie miała jednak o kampanii wyborczej i węgierskich mediach.
Na odebranie zwycięstwa Fideszowi nie ma szans. Jedyne co opozycja możne ugrać, to pozbawienie go większości 2/3. O to będzie toczyć się zaciekła batalia.