Ok. 5 tys. nauczycieli protestuje przed budynkiem Ministerstwa Edukacji Narodowej pod hasłem "Mamy dość!". Domagają się przede wszystkim podwyżek i odwołania szefowej resortu Anny Zalewskiej. Na transparentach rodziców, nauczycieli i związkowców można przeczytać: "Chcemy pracować i żyć godnie", "Reforma Zalewskiej = chaos i nierówność", "Za pracę – godna płaca".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
ZNP tłumaczy, że podwyżka wynagrodzeń nauczycieli o 5,8 proc. od 1 kwietnia tego roku, jest zbyt mała i nie podnosi prestiżu zawodu nauczyciela (zarabiają mniej niż pracownik marketu). Pensje wzrosły od 93 zł do 168 zł brutto. Dlatego teraz żądają podwyżki w wysokości 1000 zł.
Co ważne, kwietniowa podwyżka wypadła akurat w czasie likwidacji części dodatków do płacy zasadniczej oraz wydłużeniem ścieżki awansu zawodowego z 10 do 15 lat. Dodatkowo nauczyciele nie mogą już iść na urlop dla poratowania zdrowia.
Na proteście byli też politycy m. in. Adrian Zandberg czy Kinga Gajewska. Nie spodobało to się niektórym nauczycielom.
Wielu internautów krytycznie patrzyło na protest nauczycieli i ZNP.
Anna Zalewska przed protestem tłumaczyła, że podwyżka z początku kwietnia to dopiero początek – W styczniu 2019 r. następna podwyżka i w styczniu 2020 r. kolejna. To da podnoszoną przez związek kwotę 1 tys. zł – powiedziała PAP minister edukacji. Obiecuje też, że za trzy lata będzie można dostawać co miesiąc dodatkowe 500 zł za uzyskanie oceny wyróżniającej.