"Nikt tu nie wpada, żeby zapytać, ile kosztuje pogrzeb albo trumna?". Magda Gessler kompletnie odleciała w Łodzi
Bartosz Świderski
27 kwietnia 2018, 07:46·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 kwietnia 2018, 07:46
Znowu było ostro. Magda Gessler w najnowszym odcinku „Kuchennych Rewolucji” trafiła do Łodzi, gdzie miała za zadanie uratować podupadającą pizzerię. Co ciekawe, jedzenie tym razem nie było najgorsze. Pojawiły się jednak inne trudności.
Reklama.
Niewielka restauracja o nazwie Famiglia per Amici znajduje się – a raczej znajdowała się, bo przecież lokal zmienił nazwę – przy ruchliwej drodze w Łodzi. Założyli ją dwaj przyjaciele – Dominik i Mateusz. Wcześniej w tym miejscu była zwykła pizzeria, ale i nowi właściciele lokalu postawili na włoską kuchnię.
Restauracja sprowadzała produkty z Włoch, w kuchni pojawił się doświadczony kucharz, który zajął się pizzą. Co się mogło nie udać? – Na początku było bardzo fajne. Później daliśmy sobie wejść na głowę pracownikom – wyjawił jeden z właścicieli. Drugi dodał, że narobili sobie "kolosalnych długów".
Głównymi problemami było więc zadłużenie i brak klientów, przez co długi dalej narastały. No i w końcu przyszedł czas na spróbowanie kuchni. Magda Gessler zaczęła od bruschetty. – Nie jest złe, ale daleko temu do Włoch – oceniła. Kolejne potrawy były już gorsze. – To nie jest włoskie. To kurde wszystko jest zamrożone – mówiła zawiedzione.
Ale najważniejsza część karty, czyli pizza, według niej byłą smaczna. – To jest dobre. Pizza pycha – zaskoczyła.
W drugim dniu Magda Gessler nie miała jednak zbyt wielu dobrych informacji dla właścicieli lokalu. – Nikt do was tu nie wpada, żeby zapytać, ile kosztuje pogrzeb albo trumna? Ja bym się zapytała. Tutaj nastrój też panuje pogrzebowy – wypaliła i zaczęła krytykować brak włoskiego klimatu w restauracji oraz ogromne zadłużenie.
A kiedy dla rozluźnienia atmosfery zaprosiła do tańca właścicieli lokalu i kucharza do tańca, ci… odmówili. – Dla mnie to trochę komiczne – stwierdził jeden z nich. Wtedy Gessler wybuchła. – Macie nieznośną lekkość bytu. Bierzecie kasę, o której nie macie pojęcia, jak spłacić! – stwierdziła.
Potem było nie lepiej, ponieważ w kolejnym dniu właściciele lokalu… spóźnili się na spotkanie z restauratorką. Pomimo tych trudności rewolucję udało się przeprowadzić. Lokal zmienił nazwę na Trattoria Bandiera Italiana, wystrój knajpy stał się bardziej włoski.
Po kilku tygodniach kolejna wizyta restauratorki także wypadła pozytywnie. Ponadto właścicielom udało się wyjść z niektórych długów.