Nie zawsze utwory, które wygrywają Eurowizję, stają się hitami, a ich wykonawcy gwiazdami. Piosenka "Light me up" może i nie wyszła z półfinału tegorocznego konkursu, ale nie ulega wątpliwości, że będzie przebojem zbliżających się wakacji - nie tylko w Polsce. Jej producent, Gromee, opowiada nam, co nie wyszło w czasie występu, wyjaśnia też o co chodzi z charakterystycznym ruchem rękami, z którego wiele osób się śmieje.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Po półfinale w Portugalii, na naszych reprezentantów posypały się gromy. Pomimo tego, że dla wielu miłośników konkursu piosenka była jednym z faworytów, na żywo nie zdała egzaminu. – Po latach, co tu dużo mówić, niewypałów i "płaczących diw” na Eurowizji wreszcie wysłaliśmy piosenkę z potencjałem na przebój wakacji. Gromee nie musi się wstydzić Davida Guetty, Axwella czy Igrosso. To świetny klubowy numer, który ma jeden problem: świetnie brzmi w radiu, ale jak się przekonaliśmy, fatalnie brzmi na żywo – mówi naTemat dziennikarz Polskiego Radia, a prywatnie fan Eurowizji Grzegorz Frątczak. Wielu internautów również rozpaczało po tym, co zobaczyli w telewizji.
Gromee: przyjmuję to na "klatę"
Andrzej Gromala występujący pod pseudonimem Gromee nie jest świeżakiem w przemyśle muzycznym i czuje klimat współczesnych trendów. Jako dziennikarz powołał do życia radio REGION, które w 2004 roku przekształciło się w RMF Maxxx. Jako producent założył własną wytwórnię Kingztown Music i współpracował z artystami z całego świata. Jego singiel "Follow You" był jednym z najczęściej granych w Europie w 2015 roku. Dzielił scenę m. in. z Eltonem Johnem, Mariah Carey czy Stevem Aokim.
– Eurowizja to nieprzewidywalny konkurs, ale też nie można mówić, że wszystko poszło dobrze. Udało nam się wprawić w ruch całą arenę, cała publiczność śpiewała razem z nami, nawet inni artyści nucili go na próbach. Zresztą utwór już wcześniej był grany w stacjach radiowych w wielu krajach i kolejne się zgłaszają – mówi naTemat Andrzej "Gromee" Gromala. Co więc poszło nie tak doświadczonemu artyście?
– Eurowizja jest takim konkursem, gdzie wychodzi się przed grupę 200 milionów odbiorców na całym świecie i trzeba pokazać, że chociaż trochę się umie śpiewać. Mam przeogromny żal do Lukasa Meijera. Dzień wcześniej były występy tylko dla jury i moi informatorzy z Lizbony donieśli mi, że było dobrze. Natomiast na półfinale nie wiem co się stało, może trema, może oślepiające światła, ale nie dało się tego słuchać – przyznaje dziennikarz Grzegorz Frątczak.
Przyczyna może leżeć gdzie indziej. – Na samym wstępie nie odpaliła nam się scena tak jak powinna, nie włączyły się efekty pirotechniczne i inne rzeczy. Nie wiedzieliśmy, czy mamy wejść jeszcze raz czy nie. Nie chce zrzucać oczywiście winy na organizatorów, ale jest to niedopuszczalne przy tak wielkiej produkcji. Po fakcie nas przeprosili, ale nikt tego już na antenie nie wytłumaczył – dodaje Gromee. I faktycznie, widać na wizji, że scena na początku wyglądała dość skromnie.
Dlaczego w imieniu Polski śpiewał Lukas Meijer?[/b]
Każdy z nas pewnie się zastanawiał nad występem Szweda w biało-czerwonych barwach. Niektórzy żartowali, że to zemsta za... Potop. Paradoksalnie w szwedzkich eliminacjach występowała... Margaret z Polski (nie przeszła ich). To nie żaden spisek, a po prostu zbieg okoliczności.
– Od wielu lat współpracuję z artystami na całym świecie. Moje studio produkuje muzykę dla wielu ludzi z zagranicy. Akurat tak wypadło, że mój najnowszy singiel nagrałem z Lukasem i ten utwór mógł brać udział w konkursie. To dla mnie naturalna sytuacja. Może w przyszłym roku uda mi się wyprodukować utwór dla polskiego wokalisty – tłumaczy Gromee. Lukas zaczął z nim współpracę w zeszłym roku.
Zabrakło wielu głosów Polonii
Tajemnicą poliszynela jest wpływ sympatii między narodami na wynik Eurowizji. Od zawsze zaprzyjaźnione kraje oddawały na siebie głosy, ale to też nie była reguła, bo liczyła się też jakość piosenki i samego występu. Gromee przyznaje, że w tym roku odczuł na własnej skórze, że Polska nie jest już tak lubiana jak kiedyś.
– Jest mi smutno, ale i się cieszę, że fani mnie wybrali i mogłem wystąpić. To też skłania do rozmowy o polskiej muzyce na Eurowizji: o wspieraniu młodych zdolnych artystów na długo przed finałem, żebyśmy za rok wystartowali z fantastyczną piosenką, która zawojuje świat. Również rząd powinien pomagać muzykom. Nie ukrywam, że odczułem tu różne "historie" polityczne, a pozostałe kraje postrzegają nas niestety przez pryzmat polityki – tłumaczy polski producent. Niektórzy wietrzą też zmowę w systemie głosowania. Nie wszędzie Polacy mogli wysyłać sms-y.
O tym, skąd można głosować, decyduje regulamin konkursu. – Pech chciał, że w czwartek nie mogła głosować Polonia w Wielkiej Brytanii i Niemczech, bo te kraje nie występowały w tym półfinale, więc zgodnie z regulaminem nie liczyły się ich głosy sms-owe. Nie wystarczyły głosy naszych rodaków z Norwegii, Holandii i Szwecji. Jak znam życie, to byliśmy na 11. miejscu, ale to okaże się w poniedziałek – wyjaśnia Grzegorz Frątczak z Polskiego Radia. Pociesza też, że w podobnej sytuacji jest Belgia, która nie weszła do finału, choć miała równie dobry co my numer.
"Snake dance" przejdzie do historii
Eurowizja ma też swoje "momenty". Moim ulubionym jest występ reprezentacji Mołdawii z 2010 roku. Piosenka "Run Away" w wykonaniu Sunstroke & Olia Tira nie wygrała, ale popisowy numer na saksofonie stał się memem pod nazwą "Epic Sax Guy".
Podobnie teraz się stało z wężowym tańcem Gromeego. Internauci oszaleli na jego punkcie.
Producent wykonał do kamery charakterystyczny ruch na jednej z prób - zupełnie dla żartu. – Później już tego nie robiłem, więc przyszedł do mnie reżyser i powiedział, że to jeden z lepszych motywów, które się dzieją w tegorocznym konkursie – śmieje się Gromee. – Zrobiłem to zupełnie nieświadomie, ale potem artyści na scenie i poza nią wykonywali ten sam ruch węża. Eurowizja ma zawsze elementy, które przechodzą do kart historii i z pewnością mój "snake dance" nim będzie.
Finał 63. Konkursu Piosenki Eurowizji już w sobotę, 12 maja. Faworytem Grzegorza Frątczaka jest Francja (Madame Monsieur - "Mercy"), ale spore szanse ma Izrael z szaloną piosenką Netty - "Toy", która "po prostu wpada w ucho". Czarnym koniem według niego jest reprezentantka Cypru - Eleni Foureira, którą Artur Orzech okreslił mianem "odkurzonej Beyonce". Dziennikarz stawia też na Albanię i utwór Eugent Bushpepa - "Mall".
Gromee z kolei przyznaje, że świetną produkcję ma na koncie Szwecja. Benjamin Ingrosso i jego "Dance You Off" ma jego zdaniem wygrać i stać się przebojem. – W moim sercu jest za to piosenka z Hiszpanii. Jest piękna i zrodziła się z miłości. Wykonawcy są bardzo naturalni i szczerzy na scenie – mowa o Amai i Alfredzie w utworze "Tu Canción.
"Trzeba umieć przegrywać. Przyjmuję "na klatę" to, że nie wchodzę do finału. Myślę, że w życiu są naprawdę ważniejsze rzeczy. Możliwe, że to źle brzmi, ale jednak chciałbym byśmy w życiu koncentrowali się na naszym zdrowiu, przyjaźniach i rodzinie, a konkursy? Ktoś wchodzi, ktoś nie wchodzi, nie dajmy się zwariować. Bawmy się muzyką".