Tragiczna i równocześnie bulwersująca historia wydarzyła się w wielkopolskich Pobiedziskach. Dwójka policjantów zamiast na izbę wytrzeźwień, wywiozła pijanego mężczyznę do lasu. Zmarł. Kulisy tej sprawy są skandaliczne. Zrobili to, bo nie chcieli zostawać po godzinach, nie wiadomo też czy w lesie go nie pobili...
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Matka zgłosiła zaginięcie syna w czwartek. Dzień wcześniej nie wrócił do domu i nie było z nim kontaktu. W piątek jego zwłoki śledczy znaleźli przy drodze w kompleksie leśnym, niedaleko jeziora Dobre. Jak się tam znalazły? Nie trzeba było długo szukać winnych.
Wcześniej dwójka policjantów interweniowała przy ulicy Poznańskiej w centrum Pobiedzisk. Na ławce leżał mężczyzna. Powinni zabrać półprzytomnego 36-latka do izby wytrzeźwień, ale wywieźli go do lasu. Nieoficjalnie mówi się, że akurat kończyli tego dnia służbę, a tym sposobem, nie musieli zostawać po godzinach. Sekcja zwłok mężczyzny wykazała coś jeszcze gorszego.
Przyczyną zgonu był krwiak wewnątrzczaszkowy. – Co prawda biegły podał, że te obrażenia mogły powstać w wyniku upadku, nie wykluczył też, że z powodu jakiegoś uderzenia, ale z naszych wstępnych ustaleń nie wynika, że ci policjanci mogli coś temu mężczyźnie w tym zakresie zrobić – tłumaczy RMF FM rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak.
Para policjantów nosi mundur od niedawna: kobieta pracuje od roku, a mężczyzna od 3 lat. Oboje usłyszeli zarzuty nieudzielenia pomocy i niedopełnienia obowiązków służbowych. Natychmiast zostali wyrzuceni z pracy w policji. Prokurator prawdopodobnie będzie wnioskował o tymczasowy areszt dla policjanta.