Większość raportów Najwyższej Izby Kontroli powiewa grozą. Inspektorzy skrupulatnie wyłapują wszelkie nieścisłości. Znaleźli też uchybienia w spółce Elewarr. W czerwcu zeszłego roku przedstawili na ten temat raport. I nikt się tym nie przejął. Czy NIK jest w Polsce potrzebny?
Mimo, że raport o Elewarze z czerwca ubiegłego roku został wysłany do premiera, reakcji rządzących się nie doczekał. I to nie odosobniony przypadek. Oceny NIK z reguły są słuchane jednym uchem przez polityków, którzy nic sobie z nich nie robią. Po co nam zatem Najwyższa Izba Kontroli, skoro wykonuje syzyfową pracę, która nic nie zmienia? Ireneusz Raś z PO zaznacza, że niektóre raporty są "medialne", zawierają przerysowane opinie, mające na celu "zagrać rządzącym na nosach".
Skostniała Izba
– NIK jest potrzebny, ale wymaga restrukturyzacji - mówi naTemat Janusz Dzięcioł, poseł PO i członek sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. – Niejednokrotnie NIK zdając raport ostrzega przed uchybieniami. Nieprawidłowości są tu i tu. Ale ocena końcowa jest pozytywna. To przeczenie samemu sobie – tłumaczy. Dodaje, że trudno żądać np. od prezydenta miasta, burmistrza czy wójta, by korzystał ze swoich kompetencji i wyciągał konsekwencje w instytucjach, przed którymi ostrzega NIK, skoro na dobrą sprawę raport kończy się oceną pozytywną. Ciężko też przejmować się takimi sprawozdaniami.
– NIK to instytucja skostniała. Musi uniezależnić się od instytucji państwowych, czuć się na tyle silna, by sama mogła wyciągać konsekwencję. Przecież ma uprawnienia np. do składania wniosków do prokuratury o rozpoczęcie postępowania – zaznacza Janusz Dzięcioł.
Podobnego zdania jest poseł Ruchu Palikota Armand Ryfiński. – NIK jest potrzebny. Postulować jego zlikwidowanie to tak jakby nawoływać do usunięcia Kancelarii Prezydenta, Senatu, sądów. Ale faktem jest, że potrzebna jest gruntowna reforma. To kuriozalne, że nikogo nie obchodzą raporty NIK-u – tłumaczy.
NIK polską "Cassandrą"
Zdaniem posła PiS Maksa Kraczkowskiego, aktualna pozycja NIK jest spowodowana "kolesiostwem". – NIK jest potrzebny, ale ja mam wrażenie, że politycy są niepotrzebni, bo w Polsce sprowadza się to w dużej mierze do do "polityki łupów". Spółki skarbu państwa obsadza się kolegami, dlatego raporty pozostają bez echa – tłumaczy. Dodaje też, że NIK-owi potrzebny jest lepszy kontakt ze służbami, np. policją i prokuraturą. – Za raportami NIK powinny iść konsekwencje. Póki co Izba ma dobrych kontrolerów, którzy wyłapują nieścisłości, ale traktowana jest jak mityczna Cassandra. Prorok, któremu nikt nie wierzy – komentuje Maks Kraczkowski.
To nie nasza wina!
NIK odbija piłeczkę i winą za taką, a nie inną sytuację obarcza rządzących. – Nie ma na świecie "hiperurzędu", który sam mógłby załatwić wszystko czyli znaleźć nieścisłości, zmienić prawo i ukarać winnych – mówi Paweł Biedziak, rzecznik Najwyższej Izby Kontroli. Zaznacza też, że ich rolą jest raportowanie, a to, że rządzący nie wyciągają z nich konsekwencji, nie jest winą Izby. – NIK nie zastąpi Sejmu czy konkretnego ministra. A tak było w przypadku raportu o Elewarze. Minister miał monitorować sytuację – dodaje Paweł Biedziak.
Odpiera też zarzuty o tym, że nikt nie traktuje poważnie raportów Izby. Przekonuje, że jej działalność jest dobrze odbierana przez większość Polaków z wyższym wykształceniem. Ustosunkował się także do zarzutów o negatywnym raporcie kończącym się pozytywną oceną. – Stosujemy się do ustawy. Mamy do dyspozycji trzy oceny: "pozytywną z drobnymi uchybieniami", "pozytywną z nieprawidłowościami", która jest odpowiednikiem szkolnej trójki z minusem oraz negatywną. Rzadko zdarza się, że raport kończy się negatywną oceną, bo to by oznaczało, że trzeba wszystko zmieniać. A po co zmieniać to, co dobrze działa? Trzeba zająć się tym, co nie spełnia swoich obowiązków – kwituje.