Ten samochód przypomniał mi, jak przed laty uwielbiałem Opla Corsę C. Tamten samochód wydawał mi się ideałem miejskiego autka, zresztą zdałem na nim swój egzamin na prawo jazdy. Czasy się zmieniły: dzisiaj każdy w mieście chce mieć co najmniej crossovera albo najlepiej SUV-a, żeby ochoczo wjeżdżać na krawężniki w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Po kilku dniach w mieście z Oplem Crosslandem X dostrzegam wiele powodów, żeby to był właśnie ten samochód.
Na początek powiedzmy sobie podstawową rzecz: to nie jest Opel. Albo inaczej: jest, ale jeśli w myśl reklam czekacie na "niemiecką technologię dla wszystkich", to już nie czekajcie. Opel Crossland X to w rzeczywistości Citroen C3 Aircross w bardziej stonowanym, niemieckim przebraniu.
Ale to żadna wada, żeby nie było: Aircross to wszak bardzo udane autko. I taki jest też Crossland X.
WYGLĄD
Opel Crossland X wygląda… po prostu jak niewielki crossover do miasta. Auto zachowuje wygląd charakterystyczny dla całej gamy Opla, co widać zwłaszcza po przednim pasie i światłach, ale generalnie jest bardzo zachowawczy.
Nie jestem przekonany, czy dość nisko poprowadzona linia okien i nisko umiejscowione klamki to najlepszy wybór, ale nie można też powiedzieć, że Crossland X jest brzydki. Ot, raczej jest poprawny. Trzeba go bardziej rozpatrywać jako narzędzie niż dzieło sztuki. Dla wielu osób zniechęconych stylistycznym szaleństwem francuskiego brata będzie to zaleta. Dla mnie chyba niekoniecznie, ale przecież to kwestia gustu.
Szok można za to przeżyć w środku. Kokpit oczywiście jest całkiem zwykły (ale uporządkowany i ergonomiczny) oraz mocno plastikowy, ale pierwsze, co się rzuca w oczy, to PRZESTRZEŃ. Trudno uwierzyć, że to auto powstało na bazie "cetrójki". W Crosslandzie X siedzi się dość wysoko, ale jako kierowca nie szorowałem głową po podsufitce. Bardzo przyjemnie jest też na kanapie z tyłu: nie pokuszę się o stwierdzenie, że to auto pięcioosobowe, ale we czwórkę można podróżować bez obawy, że atmosfera za chwilę zrobi się niezręczna.
Kolejny plus to bagażnik: 410 litrów to jeden z lepszych wyników w klasie. Crossland X, choć pomyślany bardziej jako miejski crossover, może też ruszyć w trasę. Ten bagażnik został zresztą powiększony kosztem przestrzeni na tylnej kanapie, ale tak jak pisałem wyżej: nie ma tragedii.
JAZDA
Można w tej trasie także całkiem sprawnie się przemieszczać. Testowany egzemplarz napędza silnik zapożyczony od – a jakże – Francuzów. 1,2 litra, trzy cylindry, turbina i 130 koni mechanicznych. Na mój gust więcej klientów w przypadku Crosslanda X skusi się na coś słabszego, ale nie da się zaprzeczyć temu, że taka jednostka jest w ofercie i że radzi sobie z tym w sumie niezbyt ciężkim autem bardzo dobrze.
Crossland X, jeśli chcecie zapytać o dynamikę jazdy, radził sobie zupełnie przyzwoicie. Zarówno w mieście jak i poza nim, kiedy trzeba było gwałtownie przyspieszyć (przyspieszenie do 100 k/h zajmuje mu nieco więcej niż dziewięć sekund). Trzycylindrowa jednostka ponadto nie doprowadzi nikogo do ruiny – trzeba się naprawdę postarać, żeby średnie spalanie było wyższe niż siedem litrów. I to nie tylko w trasie, ale i w mieście można się w takiej liczbie zmieścić.
Oczywiście zapomnijcie o jakichkolwiek wrażeniach z jazdy. Pomijam fakt, że trzycylindrowa jednostka brzmi jak brzmi. Rzecz w tym, że Crossland X prowadzi się bardzo nijako. Jest oczywiście bezpieczny i zakręty pokonuje sprawnie, ale przez cały czas z tym autem miałem wrażenie, że nie bardzo wiem, co się dzieje na drodze. Układ kierowniczy sprawia wrażenie odizolowanego od zastanych warunków na asfalcie. Ale koniec końców to mały miejski crossover. Ma być praktyczny.
CZY WARTO?
Tak, i to bardzo, jeśli chcecie praktyczne auto do miasta. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że większość klientów nie zdecyduje się na tak dobrze wyposażone wersje jak ta, którą jeździłem, tym bardziej, że testowany model kosztuje ponad 78 tysięcy złotych.
Niemniej jednak Opel dowodzi, że jest w stanie zagwarantować klientowi naprawdę komfortowe i wyposażone auto. Powiedzmy sobie wprost – podgrzewana kierownica, która była dostępna w tym egzemplarzu, to w tym segmencie i w tej klasie żadna normalka. Raczej rzadkość i to jako opcja, bo przecież nie mówię o standardzie. Wyświetlacz przezierny? Także jest! Choć co prawda nie na szybie, ale na wysuwanym kawałku plastiku na podszybiu, ale jednak. W środku kierowca ma też do swojej dyspozycji indukcyjną ładowarkę telefonu i całą masę gniazd USB. Z drugiej strony napęd na cztery koła nie jest dostępny tak jak choćby w Oplu Mokka. No ale to auto do miasta.
Crossland X uwodzi więc przede wszystkim przestrzenią i bogatym wyposażeniem – o ile oczywiście będziemy skłonni za nie zapłacić. Raczej nie obejrzysz się za nim zostawiając go na parkingu, ale takie auta są potrzebne, rozwiązują wiele kłopotów i dlatego zwyczajnie jest na nie popyt. Dla mnie to najfajniejszy Opel do miasta od czasów mojej ukochanej Corsy C.