Wielu lubi sobie tutaj po prostu "depnąć". Może dlatego w niedzielę, właśnie na zakręcie na al. Prymasa Tysiąclecia, na wysokości Cmentarza Powązkowskiego, zginął człowiek – 30-letni motocyklista. Miejsce to, znane jako "zakręt idioty", zyskuje miano kolejnego w Warszawie "zakrętu śmierci". Kierowcy potwierdzają, że jest tam niebezpiecznie, a urzędnicy zapewniają, że trzymają rękę na pulsie.
Niektórzy nie wiedzą
– Jeżdżę tamtą trasę codziennie i nigdy nie patrzyłem na ten zakręt w ten sposób – przyznaje w rozmowie z naTemat dziennikarz motoryzacyjny. – Owszem, jest tam nagła zmiana dopuszczalnej prędkości z 80km/h na 50km/h, a sam zakręt mimo tego że jest spory, wydawał mi się zawsze łagodny do pokonania. Nigdy nie miałem na nim niebezpiecznej sytuacji, ale przyznaję, że odkąd trafiłem w internecie na informacje, że to "zakręt idioty" i widziałem sporo zdjęć czy filmów z wypadków w tym miejscu, zacząłem do niego podchodzić zupełnie inaczej. Zdecydowanie bardziej z pokorą i lżejszą nogą – dodaje nasz rozmówca.
Dziennikarz stwierdza, że zaczął się bardziej przyglądać temu miejscu i zauważył, że są tam biało-czerwone barierki, które mogą sugerować, że faktycznie łatwo się tam "przejechać".
– Same wypadki mogą też pewnie wynikać z tego, że jest to bardzo uczęszczana droga, kilka pasów, z których zaraz za zakrętem jeden przechodzi w drugi itd. Wydaje mi się, że kształt zakrętu sprzyja temu, że przy nawet niewiele za dużej prędkości, auto zaczyna "rozrabiać" – mówi dziennikarz motoryzacyjny.
Jego spostrzeżenia potwierdza Piotr, kierowca z Warszawy, który również pokonuje często ten zakręt w drodze do pracy. Przyznaje, że jest on zdradliwy zwłaszcza dla osób jadących w stronę Woli.
– Ludzie wpadają tam rozpędzeni z Trasy Toruńskiej (czyli z drogi ekspresowej), ale z drugiej strony zresztą nie jest wiele wolniej, jazda ponad "stówę" to norma. Nie brakuje amatorów mocnych wrażeń. A wiadukt idzie do góry, w pewnym momencie niewiele widać, co się wydarzy. A potem jest nagłe dość mocne odbicie w lewo. Ograniczenie jest chyba do 50 km/h, ale kto na to patrzy jak jedzie 100 – opowiada pan Piotr.
Nasz rozmówca był świadkiem trzech zdarzeń drogowych na tym odcinku al. Prymasa Tysiąclecia. – Kiedyś spóźniłem się ponad pół godziny do pracy, bo stałem w korku przez wypadek na jezdni w stronę Białegostoku. Ku mojemu zdziwieniu na zakręcie był wypadek nie tylko na Białystok, ale i na Wolę, w tym samym miejscu! A kiedyś jak wracałem z pracy po 22, czyli jechałem na Wolę, już na zakręcie dosłownie wpadł na mnie motocykl. Motocyklista ledwo wyhamował, odepchnął się od mojej karoserii ręką. To mogło skończyć się bardzo poważnie – mówi nasz rozmówca.
Śmierć na zakręcie
Tak jak w minioną niedzielę, 13 maja. Rano, z nieznanych przyczyn 30-letni motocyklista wjechał w barierkę energochłonną około 200 metrów przed rozjazdami na Trasę Armii Krajowej (na wysokości Cmentarza Wojskowego na Powązkach). – Mężczyzna zmarł, mimo reanimacji – informował Antoni Rzeczkowski z Komendy Stołecznej Policji. Funkcjonariusze ustalają przebieg i przyczyny wypadku.
Ale to nie jedyny taki wypadek na krańcu al. Prymasa Tysiąclecia. Statystyki są niepokojące: dwa wypadki śmiertelne w przeciągu ostatnich 6 lat i kilkadziesiąt kolizji. O tym wiemy z mediów i z zarejestrowanych zdarzeń zamieszczonych przez kierowców. O dokładne statystyki zwróciliśmy sie do policji. Ta jednak zwarzywszy na lokalizację wskazanego przez nas miejsca, nie mogła ustalić zdarzeń tylko z tego odcinka al Prymasa 1000-lecia.
Zakręt jest też znajomy policjantom administrującym mapę zagrożeń bezpieczeństwa. Zgłoszono tu dwa wykroczenia – nadmierną prędkość i wyścigi samochodowe.
Kolejny "zakręt śmierci"
Okazuje się, że to nie jedyny taki zakręt w Warszawie. Podobny jest na Wisłostradzie, koło nieistniejącej już "Spójni". Pod koniec lat 90. w serii wypadków w ciągu tygodnia zginęło tam aż pięć osób. Potem samochód wpadł na policjanta, który kontrolował prędkość. Nie przeżył tego uderzenia, śmierć poniósł też kierowca. W 2004 r. stan ten wzrósł do 20 śmiertelnych ofiar. Teraz jest tam spokojniej, chociaż zdarzają się stłuczki i kolizje.
Jest lepiej dzięki zamontowaniu tam poprzecznych, czerwonych pasów, które spowalniają ruch. Charakterystyczny odgłos po wjeździe na nie samochodu sprawia, że kierowcy automatycznie ściągają nogę z gazu. Czy podobne rozwiązanie było rozważane na zakręcie na al. Prymasa Tysiąclecia
– Na tym zakręcie, ze względu na geometrię jezdni, zastosowane jest ograniczenie prędkości, a kilka lat temu z inicjatywy ZDM postawiono także ten sam znak po drugiej stronie jezdni tak, żeby każdy kierowca, niezależnie jakim pasem jedzie, widział to ograniczenie – mówi naTemat Karolina Gałecka z zespołu prasowego Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie.
– Jeśli chodzi o zastosowane pasy spowalniające przy "Spójni", to w tym wypadku mogliśmy je tam zamontować, bo w grę wchodziła droga powiatowa. Na al. Prymasa Tysiąclecia mamy do czynienia z drogą krajową, gdzie taka ingerencja w jezdnię nie jest możliwa – dodaje nasza rozmówczyni.
Rzeczniczka zwraca uwagę, że od zimy tego roku, na mocy zarządzenia prezydent Warszawy, po każdym wypadku drogowym zbiera się specjalna komisja, która omawia każdy przypadek i wprowadza w życie wnioski z jej obrad.
– W skład komisji wchodzą służby ratunkowe, urzędnicy, zarząd drogi i przedstawiciele Zarządu Dróg Miejskich. Ich celem jest to, aby poznać przyczyny wypadku. Taka komisja zbiera się teraz w środę. Nie wiem czy od razu już będą wnioski, ale komisja będzie badała sprawę, będzie ustalała, dlaczego do tego wypadku doszło i ewentualnie pomyśli o wprowadzeniu ewentualnych zmian w przyszłości oraz sprawdzi, czy jest w ogóle taka możliwość – podsumowuje Karolina Gałecka.