– W komisji śledczej ds. Amber Gold pokazałam, że chcę i potrafię pracować, że niezależnie od tego, jak ciężkie zadanie zostanie mi powierzone, to je wykonam – przekonywała w kwietniu Małgorzata Wassermann, kandydatka Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Krakowa. Zarzekała się, że kampanię planuje prowadzić "uczciwie i rzetelnie". Ale wciąż nie zrezygnowała z funkcji przewodniczącej komisji śledczej ds. Amber Gold. A – jak zauważają posłowie opozycji – kalendarz prac tej komisji jest dopasowany do kalendarza wyborczego. Zapewne dlatego właśnie na szczyt kampanii samorządowej zaplanowano przesłuchanie Donalda Tuska. – Ten plan Małgorzaty Wassermann może na przesłuchaniu pokrzyżować sam Donald Tusk. Jej się może wydawać, że będzie tam gwiazdą pierwszej wielkości, ale tak być nie musi – mówi nam Marek Sowa, poseł Nowoczesnej.
Małgorzata Wassermann gwiazdą, czyli przewodniczącą komisji, która ma wyjaśnić aferę Amber Gold (również jej wątki polityczne), została 22 lipca 2016 roku. Dostała wtedy od Prawa i Sprawiedliwości zadanie do wykonania, ale i duży kredyt zaufania. To było dla niej trampoliną dla jej politycznej kariery i szansą na budowanie jeszcze większej rozpoznawalności. Wykorzystuje ją przez cały czas. Niektórzy śmieją się z kolejnych wpadek członków komisji ds. Amber Gold, a samą Wassermann oceniają kiepsko. Innego zdania jest zapewne prezes Jarosław Kaczyński, który 26 kwietnia wystawił Wassermann z ramienia PiS do walki o fotel prezydenta Krakowa. Wiedział co robi: – Lewarem kampanii poprzez komisję mają być transmisje w TVP i innych mediach. To przecież de facto nieustająca konferencja prasowa. Praca w komisji wzmacnia wizerunek takiego polityka. On zyskuje na rozpoznawalności. A odbiorca tego przekazu nie jest w stanie odseparować elementów kampanii wyborczej od pracy komisji. To zatarcie kompetencyjne, które jest szkodliwe dla jakości polityki – ocenił w rozmowie z naTemat poseł Nowoczesnej, Witold Zembaczyński, kolega z komisji.
Sama Wassermann, pytana m.in. przez dziennikarzy "Faktów" TVN, o to, czy nie dostrzega sprzeczności między pracą w komisji a kandydaturą na prezydenta Krakowa, unika odpowiedzi. Ale wie, co robi. Doskonale gra asem, którego ma w rękawie. Dlatego też zapewne przesłuchanie Donalda Tuska przed komisją śledzą ds. Amber Gold zwołała na połowę września, czyli na szczytowy i najważniejszy moment kampanii samorządowej. A w tej ona sama też bierze udział.
Śledcza od Amber Gold
– Kiedy powstawały pierwsze komisje, to była wręcz nieustanna walka o to, kto wypromuje się medialnie – wspomina Wiesław Gałązka, specjalista ds. marketingu politycznego z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Wśród polityków, którzy wzmocnili swoją pozycję poprzez pracę w komisji jest na przykład Zbigniew Ziobro, Jan Maria Rokita, czy Tomasz Nałęcz. – Jeśli pracę w komisji traktuje się uczciwie, nie działa się z założeniem, że będzie się broniło własnego obozu i gnębiło politycznych rywali, tylko poszukiwało prawdy, to wcale nie przynosi ona korzyści – podkreśla profesor Tomasz Nałęcz. I za przykład podaje swoją osobę jako przewodniczącego komisji śledczej ds. afery Rywina. – Ta komisja cieszyła się niebywałym zainteresowaniem Polaków. Ale dla mnie oznaczała ona poważny kłopot, ponieważ zajmowała się świństwem, które zrobili ludzie lewicy. Większość z nich oczekiwała, że będę – tak jak dziś robi to pani Wassermann – zamiatał pod dywan sprawy swojego obozu, a dokuczał przeciwnikom politycznym – mówi nam profesor Nałęcz.
Nałęcz mówi też o drugiej drodze, jaką może pójść przewodniczący komisji śledczej. – Czyli że tę pracę traktuje jako polityczną maczugę do okładania przeciwnika i do promowania własnego obozu. Tyle że nie nazywam tego karierą. Bo to jest taka kariera kurtyzany na dworze królewskim. Oczywiście ona się nagłaśnia, jest bardzo wpływowa, ale wzorem do naśladowania nie jest. Mówię ogólnie o zjawisku – podkreśla profesor Nałęcz.
Zdaniem posłów opozycji tę drugą drogę wybrała właśnie Małgorzata Wassermann. I doskonale gra na korzyść PiS i swojej pozycji jako kandydatki na fotel prezydenta Krakowa. – To wzmacnia jej wizerunek. Podczas obrad komisji może pokazywać, jaką jest wspaniałą i nieprzejednaną kandydatką. Może przemycać pewne treści, które w podświadomości będą wzmacniały jej kandydaturę na prezydenta Krakowa – mówi nam Wiesław Gałązka. Zgadza się z nim Marek Sowa. Jego zdaniem przewodniczenie komisji śledczej ds. Amber Gold poprawia rozpoznawalność i buduje wizerunek Wasserman jako śledczej. – Choć ona tam jeszcze niczego nie wyjaśniła – zastrzega Sowa. Innego zdania są posłowie PiS, którzy chwalą ją za pracę w komisji i nie widzą zgrzytu z łączeniem tego z ubieganiem się o urząd prezydenta stolicy Małopolski. Takiego zdania jest np. marszałek Senatu, Stanisław Karczewski.– Świetnie się sprawdzają (Wassermann i Jaki w komisjach – red.) i dalej powinni zasiadać. To jest moja opinia – powiedział dziennikarzom "Faktów".
Tusk w szczycie kampanii
W marcu Wassermann rzuciła, że przesłuchanie Donalda Tuska przed komisją śledczą ds. Amber Gold mogłoby się odbyć w połowie września. Posłowie opozycji i politolodzy nie mają złudzeń i nie wierzą w przypadkowość. Datę (wciąż bez konkretów) przesłuchania Tuska wyznaczono na szczyt kampanii samorządowej, więc i sama Wassermann chce na tym zyskać i umocnić wśród elektoratu PiS swoją pozycję "walczącej z układami". – Oczywiście, że dostrzegam tu celowość. Ale jest tu też pewne ryzyko. Niewątpliwie Donald Tusk inteligencją przewyższa panią Wassermann. I może doprowadzić do tego, że się skompromituje. Jest to więc ryzykowna gra. Niemniej dla elektoratu PiS, czegokolwiek by Donald Tusk nie powiedział, to i tak będzie otoczony nienawiścią. Wszyscy – łącznie z TVP – będą chwalili bohaterstwo pani Wassermann – uważa Gałązka.
Wtóruje mu Marek Sowa, poseł Nowoczesnej: – Dostrzegam tu pewną celowość. Natomiast zupełnie się niczego nie obawiam. Ten plan Małgorzaty Wassermann może na przesłuchaniu pokrzyżować sam Donald Tusk. Jej się może wydawać, że będzie tam gwiazdą pierwszej wielkości, ale tak być nie musi – mówi nam poseł Nowoczesnej.
Witold Zembaczyński podkreśla, że przesłuchanie Donalda Tuska przed komisją ds. Amber Gold jest potrzebne. – Ale jestem ogromnym przeciwnikiem wykorzystywania któregokolwiek ze świadków do budowania własnej narracji wokół sprawy. To przesłuchanie powinno odbyć się znacznie wcześniej. Komisja nie może być planowana, przyspieszana pod kątem wyborów samorządowych. To po prostu skandal – burzy się Zembaczyński. I już teraz zauważa, że kalendarz prac komisji ds. Amber Gold jest podporządkowany pod kalendarz wyborczy. – Widać przyspieszenie. Była mowa o głębszym badaniu sprawy, która jest wielowątkowa, a widać, że wszystko układa się pod kalendarz wyborczy. Kiedy zostanie odtajniona lista kolejnych świadków do przesłuchania przed komisją ds. Amber Gold, to potwierdzi moje słowa – zaznacza Zembaczyński.
Kandydatka na prezydenta Krakowa
Tylko, czy to "zaangażowanie" w wyjaśnienie afery ds. Amber Gold przekona krakowian, by swój głos oddali na Małgorzatę Wassermann? – W Krakowie nie będą wybierali prokuratora, tylko gospodarza miasta. Być może pani Wassermann się wydaje, że w październiku w Krakowie będą wybierali przewodniczącego komisji śledczej do zbadania kilkunastu lat rządów Jacka Majchrowskiego. Ale tak nie będzie – zaznacza Marek Sowa. W jego ocenie, doświadczenie w sprawie Amber Gold na niewiele się zda. – Prezydent zajmuje się zupełnie innymi rzeczami – tłumaczy nam Marek Sowa.
Według sondaży z początku maja pozycja Wassermann w Krakowie nie jest wcale marginalna. Z sondażu IPSOS (jeszcze przy założeniu, że nie kandyduje Jacek Majchrowski, co się zmieniło), kandydatka PiS wygrywa w pierwszej turze (31 proc.). Poseł Marek Sowa zaznacza, że szanse Wassermann na przejście do drugiej tury są duże. – To jest oczywiste z racji tego, że reprezentuje taką formację polityczną, jak PiS. To jest bardzo poważny kandydat i na starcie dodatkowo jej ta rozpoznawalność pomaga – mówi Sowa. Ale wymienia też słabości Wassermann. – Wydaje mi się, że sprawiała wrażenie, że to miasto jej nie interesuje, a bardziej pochłania ją polityka ogólnopolska. Poza tym, nie słyszałem o żadnej inicjatywie, którą by w stosunku do Krakowa czy Małopolski wysunęła na przestrzeni ostatnich 2,5 lat – podkreśla Sowa.
– Uważam, że wielu Polaków dostrzega cynizm Małgorzaty Wassermann jako przewodniczącej komisji ds. Amber Gold. I sądzę, że wcale jej za to w kampanii nie wynagrodzą. Moim zdaniem to, co robi pani Wassermann w tej komisji, uwłacza inteligencji krakowian. A poza tym, zakłada, że oni się nie zorientują, że pani Wassermann gra znaczonymi kartami swoją grę polityczną – podsumowuje profesor Tomasz Nałęcz. Z Małgorzatą Wassermann nie udało nam się skontaktować.
Reklama.
Udostępnij: 712
Profesor Tomasz Nałęcz
Nie robiłem tego, bo tego nie wypada robić. Naraziłem się moim kolegom. Proszę zapytać dziś kogokolwiek z SLD, co o mnie sądzi. Uważają, że jestem zdrajcą obozu, który nie sprawdził się w sytuacji podbramkowej. A człowiek, który naraża się własnemu obozowi, to w polityce jest skończony.