"Na kompromitacji tej imprezy traci cała dyscyplina" – tak Narodową Galę Boksu na PGE Narodowym skomentował Tomasz Ratajczak, znawca, pasjonat i historyk boksu. Ale jego zdanie nie jest wyjątkowe, bo to "święto boksu" pod płaszczem obchodów 100-lecia niepodległości Polski według wielu okazało się blamażem.
Marcin Najman, organizator Narodowej Gali Boksu na PGE Narodowym, musiał w piątek przyjąć ogromną dawkę hejtu. A ten płynął ze wszystkich stron. "Słyszałem Polski Podatniku, że sfinansowałeś jakiś cyrk na stadionie narodowym? Pajace udawali boks, Amerykanka udawała polską senator, Górniak udawała Pocahontas. Cóż, gratulacje" – skomentował widowisko jeden z użytkowników Twittera.
Narodowa Gala Boksu miała być ogromnym wydarzeniem wpisującym się w tegoroczne obchody 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Były patriotyczne hasła, oprawa muzyczna z Edytą Górniak i zespołem Kombi na czele, a wszystko pod patronatem senator Prawa i Sprawiedliwości Anny Marii Anders. Jednak zdaniem Tomasza Ratajczaka, znawcy boksu, ten patriotyczny duch zgubił Najmana i spółkę.
– Gdyby Marcin Najman zorganizował tę galę np. na warszawskim Torwarze, bez pretensjonalnego podpinania się pod obecną modę na patriotyzm i narodowego zadęcia, sukcesu może by nie odniósł, ale nie byłoby też tak spektakularnej porażki wizerunkowej (...)na kompromitacji tej imprezy traci cała dyscyplina, którą wszyscy tak bardzo kochamy. Boks z pewnością nie potrzebuje takiej „promocji” na antenie publicznej telewizji – napisał po gali na portalu "Bokser.org" Ratajczak.
Frekwencja niestety nie dopisała. Pomimo niskich cen biletów, próby wyprzedania wolnych miejsc za pośrednictwem Groupona i zniżek nie znalazło się wystarczająco dużo chętnych, by wypełnić trybuny stadionu. Efekt? Organizatorzy przyciemniali obraz i wyłączyli światła na pustych trybunach. Fotografowano tylko te zapełnione sektory.
To jednak nie umknęło uwadze widzów, którzy nie zostawili na organizatorach suchej nitki. "Ok Boks i MMA to inny temat, jednak jeśli frekwencja na Narodowym podczas tej gali jest mniejsza niż podczas Konkursu Pucharu Świata w Skokach Narciarskich w Sapporo(w JAPONII!!!) A ci ludzie którzy jednak przyszli czekając na najciekawsze walki, dostają coś takiego to..." – napisał jeden z użytkowników Twittera.
Poziom sportowy także nie przypadł do gustu widzom i znawcom boksu. – Poza tą walką [Dąbrowskiego i Talarka – przyp. red.], która byłaby ozdobą każdej wielkiej gali na świecie, na resztę wydarzeń tego wieczoru, może wyłączając jeszcze walkę pań, spuścić należy zasłonę milczenia. Dla mnie jako kibica nie wiem co było gorsze – skandaliczna i szybka kapitulacja Freda Kassiego czy upór Dominicka Guinna, który postanowił asekurancko przedreptać pełny dystans, nie podejmując żadnego ryzyka. Dwie walki wieczoru trudno uznać choćby za publiczny sparing, gdyż na ich podstawie nie wiemy nic o aktualnej dyspozycji Izu Ugonoha i Artura Szpilki, za co zresztą nie można winić obu Polaków – komentował Tomasz Ratajczak.
A wtórowali mu internauci, którzy na Facebooku wydarzenia nie szczędzili słów krytyki. "W ramach promocji mogli przesadzić tych kibiców bliżej ringu !! nie byłoby takiego obciachu !! jedno szczęście ze nie włączyli całego oświetlenia stadionu -- nawet Michael Buffer jest jak widac zniesmaczony pustą widownią --haha"; "Współczuję tym którzy za to płacą....żenada, widać że przyjechali po kasę i do domku" – pisali w komentarzach.