Marszałek Marek Kuchciński z pewnością nie zaliczy ostatniego spotkania w Nowym Sączu do udanych. Został wygwizdany, a z sali poleciały krzyki oburzenia. Dlatego też jego kolejne spotkanie – w Sanoku – odbyło się pod znakiem cenzury. Postanowiono zrezygnować z pytań z sali. Ci, którzy chcieli je zadać, zostali wylegitymowani i spisani przez policję – podaje "Gazeta Wyborcza".
W sobotę marszałek Sejmu Marek Kuchciński gościł w Małopolsce z ogólnopolską akcją spotkań Prawa i Sprawiedliwości z mieszkańcami kraju "Polska jest jedna". Po nieudanej wizycie w Nowym Sączu, gdzie każda z wypowiedzi marszałka była kwitowana przez zwolenników opozycji gwizdami i okrzykami niezadowolenia, polityk PiS postanowił, że w Sanoku zrezygnuje z pytań z sali.
I w trakcie spotkania rzeczywiście było spokojnie. Marszałek opowiadał, ile rząd PiS zrobił dla kraju, po czym miał odpowiadać wyłącznie na pytania napisane na kartkach. A te zadawali głównie samorządowcy, bo pytali o program drogowy czy program Mieszkanie+.
– Chciałam zapytać, dlaczego protestującym niepełnosprawnym nie wolno opuszczać Sejmu, dlaczego wyłączono kamery w Sejmie, dlaczego dziennikarze nie mogą wejść do Sejmu. Zadałam pytania na kartce, ale mojego pytania nie odczytano. Powiedziałam, co myślę na temat pieniędzy, jakie mają otrzymywać niepełnosprawni od 1 czerwca. To ma być niecałe 34 zł na dzień – mówiła Anna Grad-Mizgała.
Zwolennicy PiS i "dobrej zmiany" nie dali dojść do głosu przeciwniczce rządu, więc Kuchciński kontynuował swoją odpowiedź. Ale sprawa nie skończyła się na zwykłym zakrzyczeniu pani Anny. Po zakończeniu spotkania podszedł do niej policjant i poprosił o dokumenty. Anna Grad-Mizgała pytała o podstawy legitymowania.
Policjant tłumaczył, że dostał polecenie służbowe od swoich przełożonych wylegitymowania jej na podstawie art. 51 Kodeksu wykroczeń. To artykuł o zakłóceniu porządku publicznego i wywołaniu zgorszenia w miejscu publicznym. Mizgała szła w towarzystwie innych osób, ale policjant spisał tylko ją.