
Sama debata w Izbie Deputowanych trwała niemal dobę i była wyczerpująca i dla samych deputowanych, i dla osób manifestujących przed gmachem parlamentu. Wreszcie zdecydowali – Argentyna wzorem Irlandii, która niedawno zgodziła się na aborcję w referendum, postanowiła znacznie zliberalizować swoje przepisy dotyczące przerywania ciąży. A to wszystko w kraju rządzonym przez centroprawicowego prezydenta, gdzie w Izbie Deputowanych najwięcej przedstawicieli ma koalicja o podobnym światopoglądzie. W kraju, który wydał na świat obecnego papieża.
Przypadek Argentyny jest nawet bardziej intrygujący, ponieważ wielu politykom w tym kraju z takim prawem zwyczajnie może być nie po drodze. – W kulturze politycznej Argentyny jest bardzo mocno zakorzenione, że aborcja jest czymś niemoralnym. Ta zmiana prawa jest więc ogromną zmianą – podkreśla Broniarczyk.
Najważniejsze założenia argentyńskiego projektu
Prawo do usunięcia ciąży do 14. tygodnia ciąży bez podawania przyczyn.
Prawo do usunięcia ciąży od 15. tygodnia ciąży po złożeniu oświadczenia o gwałcie, w wypadku stwierdzenia zagrożenia życia lub zdrowia przez ciążę oraz w przypadku genetycznych wad płodu, uniemożliwiających mu samodzielne życie.
Prawo do darmowego zabiegu w ciągu 5 dni od zgłoszenia, niezależnie od zdania lekarzy, w każdym szpitalu lub klinice. Jeśli lekarz odmówi, ośrodek zdrowia będzie musiał znaleźć innego specjalistę.
Dla zwolenników aborcji decyzja parlamentu to oczywisty sukces. – Zmobilizował się ruch kobiecy. Kobiety w Argentynie od początku domagały się liberalizacji w pełnym brzmieniu, bez żadnych półśrodków. Podkreślały, że bariera finansowa jest często problemem, więc aborcja musi być darmowa, dostępna w szpitalach – wyjaśnia Broniarczyk.
Ameryka Południowa w efekcie zmienia się na naszych oczach. Argentyna zgodziła się na aborcję w sześć lat po sąsiednim Urugwaju. Trzeba pamiętać jednak, że projekt ma niewiele więcej zwolenników niż przeciwników, więc raz zdobyty przywilej niekoniecznie musi pozostać z mieszkańcami tego kraju na zawsze. Pytanie, czy za Argentyną pójdą inni – dla organizacji feministycznych ta część świata to nadal jedna, wielka, czerwona plama.
