
Mieszkańcowi warszawskiego Żoliborza przeszkadza gwar dobiegający z sąsiadującej restauracji. W ramach protestu puszcza głośno muzykę elektroniczną, która przeszkadza klientom. Wydawać by się mogło, że wszystko przemawia na korzyść sąsiada, ale sprawa ma jednak drugie dno. Pomimo tego że restauracja działa od dłuższego czasu, to konflikt wybuchł wiosną. Niedługo po tym jak sąsiadujący z lokalem dom został wystawiony na sprzedaż.
Od niedawna klienci są katowani muzyką, którą niewprawiony słuchacz określiłby mianem łupanki. To nie wszystko - dodatkowo sąsiad emituje komunikat tłumaczący, dlaczego to robi.
"Nie jesteśmy fanami rosyjskiego techno, ta muzyka jest naszą reakcją na całkowity brak szacunku dla nas i naszego spokoju. Wiemy, że miło jest posiedzieć w cichym żoliborskim ogrodzie, ale nam to zostało odebrane. Jak wy byście się czuli, gdyby w waszym ogrodzie otwarto restaurację działającą od rana do wieczora przez siedem dni w tygodniu".
"Wiemy, że możemy być uciążliwi, więc postawiliśmy dźwiękoszczelne ogrodzenie wzorem fachowców, którzy stawiali podobne ściany w ogródkach nad Wisłą. Nie puszczamy, muzyki, respektujemy też ciszę nocną i działamy tylko do 22:00. Raz rzeczywiście przydarzyła się nam wpadka, kiedy to pod naszą niewiedzą zorganizowano wieczór panieński, ale od tamtej pory już nie ma u nas takich imprez. W ogóle ograniczyliśmy przyjmowali większych grup, które głośnym śmiechem irytują sąsiadów".
Dzwoniłem do drzwi sąsiada trzy razy i choć słyszałem, że ktoś się krząta w środku, nikt mi ich nie otworzył. Znalazłem jednak na stronie z ogłoszeniami ofertę sprzedaży domu. Został wystawiony za 6,6 mln złotych, a w opisie jest podane: "Wokół cała sieć cenionych żoliborskich restauracji i barów". Zdaniem właścicieli restauracji, sąsiad ma problemy ze sprzedażą nieruchomości, właśnie ze względu na gwar z ogródka. I – jak twierdzą – dlatego też postanowił zniszczyć ich działalność wszelkimi sposobami: muzykę puszcza z balkonu, bo dźwiękoszczelny płot najwyraźniej ją zagłuszał.
"Stoimy w obliczu zagrożenia zniszczenia naszej restauracji przez sąsiada, który za chwilę najprawdopodobniej sprzeda swój dom i spokój, o który tak zabiega nie będzie dłużej jego troską. My natomiast zostaniemy ze zrujnowanym biznesem, budowanym przez lata z niemałymi wyrzeczeniami dwóch naszych rodzin. Trudno nam się z tym pogodzić, tym bardziej, że nasze intencje są czyste i nie były nigdy skierowane przeciwko komukolwiek, w tym naszym sąsiadom".
