Oczekiwania były ogromne, ale jak się okazało, nadzieje były złudne. Polska przegrała swój pierwszy mecz na Mundialu w Rosji. Reprezentacja Senegalu wykorzystała kuriozalne błędy polskich piłkarzy i strzeliła nam dwie bramki. Czy podobnego mechanizmu już kiedyś nie widzieliśmy? Jak było w poprzednich mistrzostwach świata, w których braliśmy udział?
"Mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor" – ten opis gry polskiej reprezentacji piłki nożnej robił przez lata prawdziwą furorę. Aż do ostatniego Euro był jak najbardziej aktualny przy każdym większym turnieju, w którym biało-czerwoni próbowali wyjść z fazy grupowej. Stał się nawet swego rodzaju przepowiednią, która sprawdzała się zaraz po rozpoczęciu rozgrywek.
Patrząc na ostatnie mistrzostwa świata, w których Polska brała udział, powodów do optymizmu nie ma. Szczególnie, ze historia lubi się powtarzać.
Korea i Japonia w 2002 roku
Po długiej przerwie (od 1986 roku), reprezentacja Polski wróciła do turnieju finałowego mistrzostw świata. Jednak powrót ten nie był delikatnie mówiąc udany. Szesnaście lat temu w fazie grupowej graliśmy z Koreą Południową, Portugalią i USA.
Mecz otwarcia zagraliśmy ze współgospodarzami Mistrzostw i przegraliśmy sromotnie 0:2. Piłkę w naszej bramce umieścili Hwang Sung-hong i Yoo Sang-chul. Polska reprezentacja kompletnie nie potrafiła odnaleźć się na boisku, a Koreańczycy mieli naprawdę duże pole manewru. Takiej porażki nikt się nie spodziewał, ale był to początek końca występu polskiej reprezentacji na tych mistrzostwach.
W meczu o wszystko przegraliśmy jeszcze dotkliwiej. Portugalia strzeliła nam aż cztery gole (trzy strzelił nam Pauleta, a jeden Rui Costa), co pogrzebało nasze szanse na przejście dalej. W meczu o honor z reprezentacją USA mieliśmy trochę więcej szczęścia. Wygraliśmy 3:1 (Olisadebe, Kryszałowicz i Żewłakow, z drugiej strony Donovan), ale był to mecz na otarcie łez.
Niemcy w 2006 roku
Cztery lata później Polacy zakwalifikowali się na Mundial organizowany w Niemczech. Tam sytuacja... się powtórzyła. Pierwsze spotkanie z Ekwadorem przegraliśmy 0:2 (najpierw do polskiej bramki trafił Tenorio, a potem Delgado), co przed meczem z bardzo mocnymi gospodarzami nie napawało optymizmem. W starciu z nimi również przegraliśmy. Co prawda było tylko 0:1 (Neuville i to w 90 minucie meczu), ale w praktyce zakończyło to nasz udział w Mundialu.
Na tym turnieju wygraliśmy tylko mecz o honor – pokonaliśmy reprezentację Kostaryki 2:1 (obie bramki strzelił Bosacki, honorowy gol dla Kostaryki zdobył Gomez).
Na mundialowe boiska znów wróciliśmy po długiej przerwie. I znów przegraliśmy mecz otwarcia. To nie wygląda dobrze, a po meczu z Senegalem widać, że oprócz problemów z dokładnością podań i chaosem w grze, polscy reprezentanci mają kłopoty z psychicznym nastawieniem i z presją.
Miejmy nadzieję, że ta samospełniająca się przepowiednia i fatum, które zdaje się wisieć na polską reprezentacją, tym razem się nie spełni. Trzeba uważnie śledzić niedzielny mecz z Kolumbią.