Polska pożegnała się z mundialem meczem z Kolumbią. Miała być walka do upadłego, a wyszła kompromitacja. Graliśmy dobrze przez pierwsze pięć minut. Potem, z każdą minutą, inicjatywę przejmowali Kolumbijczycy. Zakończyło się bardzo źle.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Nasi nie tylko ustępowali umiejętnościami piłkarskimi Kolumbijczykom, ale zwyczajnie dali się zepchnąć do obrony. Gracze z Ameryki Południowej kreowali grę w środku pola, rozgrywali piłkę na dużym luzie. Z każdą minutą meczu się rozkręcali. Nasi za to, odwrotnie proporcjonalnie, z każdą minutą wydawali się coraz bardziej spięci i przestraszeni. W pewnym momencie dało się zauważyć coś, co irytowało zapewne miliony Polaków przed telewizorami.
Polacy – czasem naciskani przez Kolumbijczyków, a czasem sami z siebie – wydawali się kompletnie bezradni i cały czas podawali piłkę do... Wojciecha Szczęsnego. Robili tak już wtedy, gdy przegrywali i ich sytuacja była beznadziejna. Zwrócił na to uwagę Przemysław Rudzki z Przeglądu Sportowego. "Liczba podań do Szczęsnego mnie przeraża" – napisał dziennikarz na Twitterze.
Internauci podzielali jego spostrzeżenia. To, co pisali, nie wymaga komentarza.
Dodał jeszcze coś, co było niezwykle frustrujące, ale i oczywiste. Mianowicie, że polska reprezentacja nie miała pomysłu na grę.