Elita elit sił specjalnych – tak się o nich mówi. Walczyli w każdym większym amerykańskim konflikcie od czasu wojny wietnamskiej, podczas której przeciwnicy z Vietcongu nadali im wiele mówiący przydomek ''Diabły z zielonymi twarzami''. Jak przystało na speców od najtrudniejszych i często tajnych misji bojowych zazwyczaj trzymają się z dala od blasku fleszy, aczkolwiek znaleźli się na ustach całego świata za sprawą epickiej akcji w maju 2011 roku. Komandosi Navy SEAL, choć bez dwóch zdań mają o czym opowiadać, rzadko dzielą się swoimi doświadczeniami.
Jeden z weteranów tej formacji, Robert O’Neill – ku uciesze wielbicieli militarnych opowieści, a niezadowoleniu swoich dawnych przełożonych – wyłamuje się z tego kręgu milczenia. I to nie byle jaki weteran, ponieważ mowa o człowieku, który obwieścił światu, że osobiście zabił najbardziej poszukiwanego na kuli ziemskiej terrorystę – Osamę bin Ladena, przywódcę Al-Ka’idy i organizatora krwawego zamachu na World Trade Center. Polscy czytelnicy właśnie dostali do ręki jego książkę pt. ''Komandos'', poruszającą nie tylko kulisy tej głośnej operacji.
Robert O’Neill to emerytowany żołnierz Navy SEAL, elitarnego oddziału komandosów amerykańskiej marynarki wojennej. Urodzony w Butte w Montanie wstąpił w wieku 19 lat do US Navy. Na podstawie wyników testów wytrzymałościowych przydzielono go do SEAL. Jako żołnierz tej specjednostki brał udział w ponad 400 akcjach na czterech teatrach działań wojennych. Pełniąc służbę, wielokrotnie zasłużył się dla armii – został aż 52 razy wyróżniony, w tym dwoma orderami Srebrnej Gwiazdy i czterema Brązowej Gwiazdy. Po przejściu na emeryturę skupił się na działalności prelegenta i eksperta w mediach. ''Komandos'' to jego debiut w literaturze faktu.
Napisanej przez byłego komandosa książki nie należy traktować jak typowej autobiografii. Sam autor stwierdza, że nie powstała ona po to, aby pisać o jego osobie. Wprawdzie w początkowych rozdziałach eksżołnierz koncentruje się na swoim dzieciństwie, rodzinie i mieście, w którym dorastał, jednak wspomnienia te mają na celu przybliżenie okoliczności, które złożyły się na to, że 19-letni mieszkaniec górniczego miasta Butte zdecydował się zaciągnąć do US Navy.
Spisaną na stronach relację O’Neilla można rozbić na dwie części. W pierwszej z nich jeden z najbardziej odznaczonych w historii amerykańskiej armii byłych komandosów opowiada o szkoleniu podstawowym oraz zdradza szczegóły trudnych i wycieńczających treningów, jakie przechodzą członkowie obrośniętego legendą oddziału SEAL. Nie operuje przy tym trudnym i fachowym językiem, pozwala sobie na barwne porównania i czarny humor, zawsze jednak zachowując szacunek dla braci w mundurach, którym swoją książką składa hołd.
Drugie oblicze tego reportażu to już przegląd okupionych krwią towarzyszy działań antyterrorystycznych i walk na wojnie z terrorem w najgorętszym pod tym względem okresie w dziejach USA. Często zestawionych z relacjami mediów po to, aby czytelnik mógł przekonać się, jakie piekło kryje się za niekiedy lakonicznymi wzmiankami w prasie, oraz jak bardzo czasami dziennikarskie teksty odbiegają od prawdy, niezależnie od przyczyn tego stanu rzeczy.
W książce przeczytamy o misji uwolnienia przejętego przez somalijskich piratów statku "Maersk Alabama" i odbicia z rąk porywaczy kapitana Richarda Philipsa, co stało się kanwą scenariusza hollywoodzkiego hitu "Kapitan Phillips". Zabrani do Iraku i Afganistanu przyjrzymy się m.in. kulisom uratowania Marcusa Luttrella, jedynego żołnierza SEAL ocalałego po afgańskiej operacji ''Redwing''. Na koniec poznamy z pierwszej ręki szczegóły akcji "Włócznia Neptuna", w której w maju 2011 r. w pakistańskim Abbottabadzie zginął Osama bin Laden.
Ciekawostkę stanowi fakt, że bazująca na wspomnieniach O’Neilla książka stanowi przykład publikacji poddanej... cenzurze. Czytając ją, natkniemy się w jej niektórych fragmentach na zamazane czernią słowa. Jak tłumaczy autor w nocie edytorskiej zamieszczonej między dedykacją a przedmową, zaczernienie wprowadzono na życzenie Biura Kontroli Wydawnictw (DOPSR) Departamentu Obrony USA. Ponadto, ze względu na tajemnicę służbową oraz potrzebę ochrony prywatności, wiele wymienionych w niej imion i nazwisk zastąpiono pseudonimami.
Kto chce spojrzeć na wojnę z terrorystami oczami żołnierza, który regularnie przechodził mordercze treningi i był wysyłany do najcięższych misji pod egidą oddziału znanego w Polsce jako ''Komando Foki'', ma już taką możliwość. Dedykowana ofiarom ataków z 11 września oraz ich rodzinom książka, która z miejsca znalazła się na liście bestsellerów ''New York Timesa'', ukazała się 3 lipca na polskim rynku nakładem wydawnictwa Rebis.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Rebis
Fragment książki ''Komandos: Moja służba w NAVY SEAL i strzały, które zabiły bin Ladena
Bardzo chciałem podejść do testu, zanim zrobi się ze mnie trzystufuntowy mięczak. (...) Zapisałem się na pierwszy dostępny termin. I popełniłem błąd. Poprzedniego dnia zafundowano nam wszelkie możliwe szczepienia i rano obudziłem się cały obolały, w siniakach i z językiem jak kołek. US Navy słynie z profilaktyki, ale skutek był taki, że ledwie zwlokłem się z koi. Stanięcie na własnych nogach wymagało ode mnie sporego wysiłku. Nawet jedno podciągnięcie się na drążku jawiło się jako niewykonalne, o ośmiu mogłem w ogóle zapomnieć. Już umycie zębów było w tym stanie nie lada wyzwaniem. Przejście testu było jak podróż do sąsiedniej galaktyki. Przepłynąć dwadzieścia długości basenu (pięćset jardów), dziesięć minut odpoczynku; czterdzieści dwie pompki; pięćdziesiąt przysiadów, dwie minuty odpoczynku; te straszne osiem podciągnięć, dziesięć minut odpoczynku; przebiec półtorej mili w jedenaście i pół minuty. W wojskowych butach.
Robert O'Neill
Fragment książki ''Komandos: Moja służba w NAVY SEAL i strzały, które zabiły bin Ladena
Wrota się otworzyły i pojawił się w nich uniesiony kciuk. Uniwersalny sygnał, że to swoi. Gdy weszliśmy, spojrzałem w lewo. Szliśmy tym podjazdem i wtedy do mnie dotarło, że tak, jesteśmy w środku. To jest dom bin Ladena. Świetna sprawa. Pewnie nie przeżyjemy, ale to historyczna chwila i warto ją smakować.(...) Wysadzone drzwi wyskoczyły z framugi. Wchodziłem na górę jeszcze z pięcioma czy sześcioma innymi. Analityk z wywiadu powiedział nam, że kiedy dotrzemy do klatki schodowej, powinniśmy zastać tam Chalida bin Ladena, dwudziestosiedmioletniego syna Osamy. Najpewniej będzie czekał tam uzbrojony jako ostatnia linia obrony. (…) Chalid usłyszał swoje imię i musiał być bardzo zdezorientowany, bo wystawił głowę i spytał: „Co?”. To było jego ostatnie słowo. Prowadzący strzelił mu w twarz. Pocisk wszedł przez podbródek i wyszedł z tyłu głowy. Chalid upadł tam, gdzie stał. Krew spływała z jego głowy i wsiąkała w białe ubranie.