"Dzień dobry, potrzebuję magisterki, możemy chwilę pogadać?" – pytam, gdy telefon odbiera miły, młody człowiek. Numer znalazłem na ulicy, w ogłoszeniu. Zaraz potem okazuje się, że ów miły absolwent prawa to w gruncie rzeczy kilkuosobowa, sprawnie działająca grupa. Która zna się na tym, co robi i oferuje magisterkowy full serwis.
Ogłoszenie znaleźliśmy we Wrocławiu, więc na potrzeby chwili zostaję studentem Uniwersytetu Wrocławskiego. Pan z ogłoszenia w sprawach dotyczących magisterki jest świetnie zorientowany, widać, że ma wprawę. – Mamy całą grupę i zajmujemy się praktycznie wszystkimi dziedzinami – zachęca spec od magisterek.
Wstydliwie tłumaczę się, że nie mam czasu na pisanie swojej pracy, ale że w sumie to zależy mi na jej jakości. – To zrozumiałe, wiele osób, tak jak pan, nie ma czasu – w głosie mojego rozmówcy nie słychać pogardy, ba – czuję się tak, jak by rozumiał mój
problem. Kupienie pracy magisterskiej okazuje się równie proste, co zaparzenie herbaty albo wyjście po bułki do sklepu.
Piszą głównie absolwenci
Pytam o stosunki międzynarodowe. – Ja akurat jestem absolwentem prawa i zajmuję się właśnie politologią i stosunkami międzynarodowymi – mówi mi spec z Wrocławia.
Dopytuję, czy w tej grupie są jacyś wykładowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego. Swoje zainteresowanie tłumaczę tym, że nie chciałbym, żeby pracę pisał jeden z moich wykładowców, bo to niezbyt rozsądne. – Proszę się nie martwić, mamy tylko jednego doktora, ale z innej dziedziny – rozwiewa moje wątpliwości "magisterkowiec".
Pełny profesjonalizm
Od razu przechodzimy do szczegółów. Temat pracy wymyślam banalny: "Organizacje międzynarodowe jako gwarancja bezpieczeństwa międzynarodowego". Teoretycznie za szeroki, ale chcę sprawdzić czy anioł stróż mojego tytułu magisterskiego to zauważy.
– O, to nie ma sprawy, bo tu literatura jest dość bogata. A uniwerek [wrocławski – przyp. red.] jest dobrze zaopatrzony, nie będzie problemu – mówi specjalista. Z tonu jego głosu można wywnioskować, że jest zadowolony, bo robota wygląda na łatwą i przyjemną. Jak podkreśla, stara się korzystać z jak najświeższych źródeł.
– Tylko trzeba by skonkretyzować, musi pan ustalić z promotorem szczegóły, bo to temat rzeka. Musimy wiedzieć, co dla niego będzie najważniejsze, a co mniej ważne – słusznie sugeruje mi Pan Magisterka.
Widać, że na pisaniu prac się zna. Nie tylko od strony merytorycznej. – Tylko jeśli pan się broni we wrześniu, to trzeba teraz zacząć, bo biblioteka uniwersytetu będzie cały sierpień zamknięta i nie zdążę sobie materiałów dobrać – przestrzega. Mówię, że to akurat nie problem, bo dopiero zacznę V rok, więc mam jeszcze czas, tylko wolę się wcześniej dowiedzieć, bo to krępujące, żeby kupować magisterkę.
Dwa tysiące na raty
Cena? Skromne 2 tysiące za 80 stron, czyli 25 złotych za stronę. – To standardowa objętość – tłumaczy Pan Magisterka. Cena również jest standardowa. W internecie można znaleźć, co prawda, oferty 22, a nawet 20 złotych za stronę. Ale tutaj mam full serwis i od razu konkretną osobę, która wygląda na profesjonalistę.
Chociaż zadaję dużo szczegółowych pytań, absolwent prawa ani na chwilę nie traci cierpliwości, cały czas jest bardzo miły. Płatność, jak ustalamy, odbywa się w ratach. – Bo pracę najlepiej oddawać w rozdziałach, tak wszyscy robią – wyjaśnia
magisterkowiec. Zaznacza, że podejrzane jest, jeśli student oddaje promotorowi całą gotową pracę. – Mieliśmy przypadki, że promotor nie ufał studentowi, który oddawał zbyt szybko pracę.
Całość ma odbywać się w formie, jaką można było zobaczyć w filmie "E=mc2".
– Możemy się spotykać, na kawie na przykład, co tydzień albo dwa. Za każdym razem ja oddaję panu nowy rozdział pracy wraz z poprzednim, z naniesionymi poprawkami. Wtedy też dokonujemy płatności. Nic z góry, zawsze przed zapłaceniem może pan sobie to przeczytać i jeśli się nie spodoba, to będziemy dalej poprawiać – gwarantuje wrocławski specjalista. Pytam, ile tak naprawdę czasu zajmuje mu napisanie takiej pracy. Wprawę absolwent prawa musi mieć sporą, bo magisterkę pisze w cztery, pięć dni, w zależności od tematu.
Plagiat niestraszny
Terminy dotrzymane, zostaje tylko jedna kwestia: plagiat. – Na pewno nie będzie z tym problemu, dopuszczalne jest chyba 15 proc. pracy, żeby się powtarzało. A u nas połowa to z książek i połowa pracy własnej, ale jeszcze nam się nie zdarzyło, żeby oskarżono naszego klienta o plagiat – zapewnia mnie Pan Magisterka.
– Problemy są z pracami z marketingu i zarządzania, bo tam trzeba się posługiwać specyficznym językiem.
Czuję się już praktycznie przekonany co do tego, że moja magisterka będzie arcydziełem. – Gwarantuję otrzymanie czwórki za pracę. Piątki nie, bo z tym bywa różnie, ale czwórka na pewno będzie – zachwala swoje usługi mój rozmówca. Dopytuję jeszcze tylko, czy możliwe jest, żeby przygotował mnie do obrony. – Jeśli chodzi o pytania z samej pracy, to tak, przygotowuję cały skrypt. Ale jeśli ma pan mieć pytania z całych studiów, to już nie moja działka – wyjaśnia specjalista od pisania prac.
Wstydliwa sprawa, nie dla internetu
Dla co zdolniejszych studentów i absolwentów pisanie prac magisterskich i licencjackich to dobry sposób na dorabianie. Dwa tysiące za pięć dni pracy to godny zarobek,
miesięcznie można wyciągnąć z tego ładne kilka tysięcy złotych. A jeśli do tego – tak jak część "magisterkowców" – robi się to nieoficjalnie, na czarno, to można naprawdę się ustawić. W internecie firm oferujących tego typu usługi jest multum. Niektóre witryny wyglądają tak profesjonalnie, jak by co najmniej tworzyły strategię biznesową Microsoftu na następne 10 lat.
Ale z tego, co mówią piszący prace za pieniądze, internet przegrywa w tym przypadku z tradycyjnymi metodami marketingu. Kupowanie magisterki to wstydliwa sprawa i chociaż internet daje anonimowość, to klienci wolą zaufane, polecone i namacalne osoby, a nie internetowy formularz kontaktowy. – Do nas, tak jak pan, ludzie dzwonią głównie z ogłoszeń i przez polecenia. Mamy swoją stronę w internecie, ale nikt z niej nie przychodzi – mówi mi wrocławski ekspert.
Kto kupuje magistra?
I chociaż wcześniej Pan Magisterka twierdził, że to nic wstydliwego, bo sporo osób "nie ma czasu", to wygląda na to, że nie to jest problemem przyszłych magistrów. Znajoma z Warszawy, która też pisze prace magisterskie, przyznaje:
– Większość moich klientów to bogacze, którym się po prostu nie chce albo ludzie, którzy intelektualnie nie są w stanie sami napisać takiej pracy.
I to im z pomocą przychodzą sprytni absolwenci, którzy wiedzą, jak dobrze zarobić. Tytuł magistra jest w zasięgu ręki każdego, kto może wysupłać dwa tysiące i przebrnąć przez pięć lat studiów – a to na większości kierunków trudne nie jest. W efekcie student jest zadowolony, bo bez wysiłku ma magisterkę, piszący zarabia niemałą kasę, którą potem konsumują sklepy, a uczelnia może się pochwalić liczbą magistrów i przyjąć nowych studentów. Z których część na pewno "nie będzie miała czasu" na pisanie prac. Interes się kręci.
Czy warto iść na studia? Warto. Nawet mimo intensywnie uprawianej ostatnio publicystyki, z której wnioskować można, że studia przygotowują tylko do pracy w pubie... Studia nie uczą zawodu - ale wciąż warto na nie pójść. CZYTAJ WIĘCEJ
Autor prac magisterskich
Możemy się spotykać, na kawie na przykład, co tydzień albo dwa. Za każdym razem ja oddaję panu nowy rozdział pracy wraz z poprzednim, z naniesionymi poprawkami. Wtedy też dokonujemy płatności. Nic z góry, zawsze przed zapłaceniem może pan sobie to przeczytać i jeśli się nie spodoba, to będziemy dalej poprawiać.
Już teraz warto na wyższych uczelniach pomyśleć o wymaganiach, jakie będą stawiane kandydatom, którzy zaczną we wrześniu naukę w liceum, a na studia przyjdą w roku 2015. CZYTAJ WIĘCEJ