"Byle dostać absolutorium, a magisterkę zawsze się napisze" - tę mądrość zna każdy student, zwłaszcza ten zmęczony pięcioletnią nauką, spragniony wakacyjnego słońca lub rozpoczynający właśnie praktyki w "przyszłościowej" firmie. Historia odkładania studiów lub magisterki na "spokojniejsze czasy" jest wielu dobrze znana. Okazuje się jednak, że nawet po kilkudziesięciu latach przerwy w nauce można dołączyć do grona wykształciuchów.
Taki wpis pojawił się na Twitterze Michała Kabacińskiego, posła Ruchu Palikota. Obrona posła nie dziwi jednak nikogo, gdyż urodzony w 1988 roku wybraniec narodu robi edukacyjną karierę zgodnie z planem, bez wieloletnich przerw na zrobienie kariery.
Poseł Ruchu Palikota rozpoczął swoją polityczną karierę stosunkowo niedawno, podczas "walki o krzyż". W polityce znane są jednak przypadki, kiedy posłowie w późnym wieku robili nie tylko studia, ale także matury...
Najbardziej znaną zaangażowaną politycznie absolwentką wyższej uczelni ostatnich lat jest bez wątpienia Renata Beger. Po zakończeniu Zawodowego Liceum Ogólnokształcącego, przyszła posłanka była przez dwanaście lat kierowniczką sklepu Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska". Wyższego wykształcenia nie wymagały także jej późniejsze zajęcia, czyli prowadzenie gospodarstwa rolnego czy zakładu masarskiego. Renata Beger żadnej pracy się nie bała, a zajęć w swoim życiu miała nie mało. Przez kilka miesięcy, posłanka "kochająca seks, jak koń owies" prowadziła nawet program kulinarny w TV Pilska. W 2004 roku cała Polska kibicowała urzędującej posłance, zdającej egzamin maturalny.
W 2008 roku Beger wycofała się z działalności politycznej. Pomimo to, postanowiła dalej się rozwijać. W lipcu zeszłego roku, Renata Beger zdała ostatnie egzaminy na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wybrała specjalizację z administracji samorządowej.
Nie tylko politycy, celebryci też czekali
Najsilniejszy człowiek świata, ochroniarz z dyskotek, król parkietu i wreszcie celebryta - dla Mariusza Pudzianowskiego to jednak zbyt mało. Choć znany głównie z tego, że jest w stanie żonglować ciężarówkami i dźwigać na swych barkach wagony kolejowe, nie spoczął na przysłowiowych laurach.
Gwiazdor "Tańca z Gwiazdami" w wieku trzydziestu trzech lat osiągnął sukces co najmniej na miarę tych sportowych i obronił pracę magisterską. - To nie jest moje ostatnie słowo. Jak dam radę, to otworzę przewód doktorski - mówił strongman zaraz po obronie, niespełna dwa lata temu. Jego praca magisterska z pewnością nie była oparta jedynie na teorii. Pudzianowskiego sportowa kariera wyniosła go na szczyty celebryckich salonów i dała podstawy do napisania o roli marketingu w sporcie. Jak twierdzi, praca nad magisterką zajęła mu pięć lat. - Przed obroną stres był. Uczyłem się do ostatniej chwili, jeszcze dziś rano powtarzałem teorię, czytając karteczki porozwieszane w samochodzie - mówił mistrz w rozmowie z "Super Ekspresem".
Pudzian zapytany przez dziennikarzy o to, co zamierza zrobić z dyplomem, mówił iż zamierza go powieść pośród innych swoich trofeów, z pewnością równie "ciężko" zdobytych. Jak twierdzi strongman, na napisanie pracy magisterskiej zdecydował się po to, by swoje doświadczenie przekazywać innym ludziom. - To co robiłem nie poszło tylko tak gdzieś w powietrze, tylko chciałem żeby na podstawie tego co ja robiłem, inni mogli też wziąć przykład - mówił czekając na wyniki obrony Mariusz Pudzianowski. Z pracy otrzymał czwórkę.
Gdy szabla wygrywa z piórem
Ludzie którzy wcześnie i z sukcesem rozpoczęli swoje kariery, mają podobny dylemat niezależnie od zawodu czy kierunku. Wybór między tytułem magistra, a "życiową szansą" jest niezwykle trudny. Podczas gdy rodzice powtarzają jak mantrę, że studia są na całe życie, że to zawsze się przyda niezależnie od tego co będzie się w życiu robić, my często i tak wiemy swoje. Wiedział też o tym Daniel Olbrychski. Jeden z najbardziej znanych i docenianych polskich aktorów obronił pracę magisterską w wieku 65 lat.
Nie wiadomo, czy aktor który grał u boku Angeliny Jolie czy w "Potopie" miałby dziś tak imponujący dorobek, gdyby zajął się pisaniem magisterki zamiast lub kosztem aktorstwa. Na początku kariery reżyserzy nie pytali go o dyplom, a raczej cenili jego wrodzone zdolności. Po kilkudziesięciu latach spektakularnej kariery, znalazł się człowiek który powiedział basta. Rektor warszawskiej Akademii Teatralnej postawił mu warunek. Albo nadrabiasz zaległości sprzed, albo nie będziesz mógł dalej być naszym wykładowcą. To sprawiło, że po kilkudziesięcioletniej przerwie, jeden z czołowych polskich aktorów postanowił wrócić na uczelnie.
Jak na genialnego aktora przystało, ukończenia studiów dokonał w równie spektakularny sposób. Cztery lata nauki nadrobił zaledwie w ciągu kilku miesięcy. Praca magisterska z pewnością nie sprawiła mu większych bolączek, gdyż była autorskim komentarzem do pięciu odgrywanych przez niego ról wygłaszanych wierszem.
Dwudziestoletni Daniel Olbrychski w filmie Andrzeja Wajdy "Popioły"
Dyskusja o warsztacie zdobytym w czasie studiów na Akademii Teatralnej wraca jak bumerang. Niezależnie od wyniku sporu, czy ukończenie studiów aktorskich jest "na deskach" potrzebne czy nie, aktorzy bez "magistra" to norma. Nie tylko dają sobie radę w zawodzie, ale także stają się wręcz "królami" polskiego kina.
Zbigniew Zamachowski obronił pracę magisterską dopiero po dwudziestu sześciu latach od ukończenia studiów. Aktor studiował w słynnej łódzkiej filmówce, lecz tytuł magistra zdobył dopiero w lipcu zeszłego roku. O powrocie na uczelnię zadecydowały te same względy co u Daniela Olbrychskiego.
- Dwadzieścia sześć lat temu nie miałem ani czasu, ani potrzeby ani ochoty na napisanie pracy magisterskiej - mówi nam dziś magister Zbigniew Zamachowski. Aktor z niezwykłym sentymentem opowiada o przygodzie, jaką był dla niego powrót na uczelnie. - Warto skończyć to, co się zaczęło, nawet po tak długim czasie. Gdyby nie ta magisterka, wyleciałbym z roboty - mówi rozbawiony Zamachowski. Podobnie jak Daniel Olbrychski, został niejako do niej zmuszony przez przepisy unijne. - Do tej pory wykładałem "nielegalnie" - żartuje.
Powrót na uczelnie był dla Zamachowskiego jedyną w swoim rodzaju, sentymentalną podróżą w przeszłość. Kto z nas nie chciałby wrócić do beztroskich czasów studenckich. Jako młody chłopak, Zamachowski rozpoczął pracę w branży u cenionego reżysera i scenarzysty, Jerzego Grzegorzewskiego. - Musiałem wtedy wchodzić ostro w robotę - mówi. Zamiast pisać pracę magisterską, młody Zamachowski ciężko pracował na deskach. Historia zatoczyła koło, a klamrą jego artystycznego dorobku stała się właśnie magisterka. Swojemu "Mistrzowi" - jak nazywa Grzegorzewskiego - zadedykował napisaną przed niespełna rokiem pracę. Postanowił w niej opisać jego twórczość, którą przez lata miał przyjemność obserwować.
Doda w wywiadzie Żakowskiego. Czy znanemu dziennikarzowi udało się intelektualnie obnażyć Rabczewską?
To jednak nie pierwsza "praca magisterska" napisana przez Zbigniewa Zamachowskiego". Pierwsza powstała w czasie studiów, lecz pomimo niezwykle sympatycznej i życzliwej pani promotor, nie została przyjęta. - Moja pierwsza praca magisterska miała cztery strony - wspomina z sentymentem aktor, zapewniając jednocześnie, że z oczywistych względów nie ma żalu do promotorki.
- Napisałem pracę magisterską z przyjemności, oraz z chęci oddania swoistego pokłonu Jerzemu Grzegorzewskiemu. Gdyby jednak nie zmusił mnie do tego pracodawca, prawdopodobnie nigdy bym się do tego nie zabrał. Jestem mu za to wdzięczny - podsumowuje Zbigniew Zamachowski.
Zarabia piórem, na magisterkę zabrakło wcześniej czasu
Mówi się, że szewc w dziurawych butach chodzi. To samo można powiedzieć o dziennikarzach, którzy znaleźli czasu na napisanie magisterki. Wiele osób z tego środowiska zaczęło studia, ale ze względu na specyfikę zawodu absorbującą ogromną ilość czasu, nie ukończyło swoich uczelni.
Jednym z dziennikarzy, którzy choć nie napisali pracy magisterskiej w terminie, to wrócili na uczelnię i zdobyli tytuł magistra jest Mariusz Szczygieł. Prowadzący niegdyś znany talk-show "Na każdy Temat" ukończył liceum w 1985 roku, dyplom magistra zdobył dopiero piętnaście lat później.
Choć mówi się o nim, że jest mistrzem reportażu, a także uważany jest za ucznia Hanny Krall, przez szereg lat mógł pochwalić się zaledwie średnim wykształceniem.
Wszystkie wymienione przeze mnie osoby łączą dwie rzeczy. Pierwsza z nich, to niewątpliwy sukces, które osiągnęły w swoich dziedzinach. Wszyscy nie mieli czasu, możliwości, czasami chęci, aby zdobyć tytuł magistra.
Okazuje się że jednak, że czasem po kilkudziesięciu latach do magisterki po prostu wrócić trzeba.