"Pobiegłem na miejsce zdarzenia i znalazłem młodego Nigeryjczyka brutalnie gryzącego mojego syna i każdego, kto próbował podejść do niego" – brzmi jak scenariusz z filmu o apokalipsie zombie? Nie, to prawdziwa historia z Egiptu. Chłopak był pod wpływem narkotyku "flakka", który najprawdopodobniej pojawił się także w Polsce. Ale zdaniem ekspertów tego typu dopalacze są w naszym kraju znacznie dłużej.
Wiem co sobie pomyślicie, kolejny fejk pompowany przez media. Zombie atakujący ludzi to jak opowieść z "World War Z" tylko bez Brada Pitta i efektów specjalnych. Otóż w każdej historii jest ziarno prawdy, a ci, którzy widzieli ataki mogą poświadczyć, że coś jest na rzeczy. I nie mówię tutaj o apokalipsie zombie, bo to nonsens, ale o niebezpiecznym narkotyku, który zalewa świat i powoduje ogromne zagrożenie.
To najprawdopodobniej pod jego wpływem był Nigeryjczyk, który w ubiegłym roku rzucił się na chłopca w Kairze i zaczął go gryźć w szyję. Młody Egipcjanin nikomu nie wadził. Grał w piłkę z kolegami. Nagle zjawił się Nigeryjczyk i zażądał od niego piłki. Kiedy chłopak nie chciał mu jej oddać, zaatakował go.
Na miejsce przybiegł ojciec młodego Egipcjanina. "Znalazłem młodego Nigeryjczyka brutalnie gryzącego mojego syna i każdego, kto próbował podejść do niego, dokładnie jak zombie, więc zacząłem wykorzystywać każdą rzecz, którą mogłem znaleźć, by uderzyć mężczyznę, mój syn poważnie krwawił – powiedział mężczyzna cytowany przez "Egypt Independent".
Egipskie służby nie miały wątpliwości – to flakka. A podobnych przypadków na świecie było mnóstwo. Zawsze jest ten sam schemat. Agresor ma nadludzką siłę, jest odporny na ból, działa w amoku, jak zombie. Rzuca się na samochody, przeskakuje przez okna, nie zwraca uwagi na niebezpieczeństwo.
O ilości zdarzeń i powadze tematu świadczy chociażby liczba filmików na YouTube. Oczywiście, część z nich to pewnie fejk, ale 83 tysiące fałszywych filmów? Nie sądzę.
Prokuratura: "badamy sprawę"
Wychodzi na to, że substancja pojawiła się także w Polsce. Policja i służby sanitarne badają przypadek mężczyzny ze Świnoujścia, który pod wpływem substancji rzucał się na przejeżdżające samochody, nie reagował na ból po zderzeniu z nimi oraz nie dawał się uspokoić. Po tym jak zabrało go pogotowie, mężczyzna zmarł.
– Gromadzimy materiały dowodowe. Przeprowadzona została sekcja zwłok mężczyzny. Czekamy na opinie biegłych toksykologów. Wtedy poznamy przyczynę śmierci, dowiemy się, czy mężczyzna był pod wpływem środków psychotropowych – powiedziała Wirtualnej Polsce rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Joanna Sochalska-Biranowska. Wyczyny mężczyzny zarejestrowała kamera.
Jak żwirek Ale czym jest "flakka"? To narkotyk produkowany w Chinach. Jest tani, bo kosztuje około 5 dolarów. Przez naukowców nazywany jest też "alfa–PDP" i stworzono go w odpowiedzi na nielegalność innych narkotyków. Czyli przekładając na nasz grunt, to dopalacz o charakterystycznym wyglądzie i zapachu.
– Z tej samej grupy narkotyków pochodzi "słynny" mefedron, z którym ponad połowa osób uzależnionych w Polsce miała kontakt – mówi w rozmowie z naTemat Maria Banaszak, specjalistka terapii uzależnień w stowarzyszeniu MONAR. – I zdaje się, że jego skład chemiczny w tej chwili jest legalny. Z kolei wyglądem przypomina taki biały albo szary żwirek, trochę jak dla kota – opisuje ekspertka.
"Flakka" swoim działaniem wpływa na nasz układ nerwowy i hormonalny. Jej działanie jest krótkie, ale niebywale silne i neurotoksyczne. Eksperci twierdzą, że jest 10 razy silniejsze niż kokaina, chociaż trudno tak naprawdę podawać jakiekolwiek cyfry, bo skład "flakki" i podobnych jej środków, jest często zmienny i niebezpieczny.
– Bardzo silnie uzależniają, bo moment wejścia tych narkotyków jest tak bardzo intensywny. Odcinają całkowicie percepcję co zresztą widać na wielu filmikach. Po zażyciu wystrzeliwuje w naszym organizmie dopamina, czyli hormon odpowiedzialny za euforię oraz hormony odpowiedzialne za agresję. Wtedy właśnie mamy nadludzką siłę, jesteśmy odporni na ból, ale i agresywni, walczymy w obronie o własne życie – wyjaśnia Banaszak.
W Polsce od dawna
Dlatego losowa osoba czy przejeżdżający samochód mogą wydawać się dla osoby pod wpływem "flakki" śmiertelnym zagrożeniem. Ale ten narkotyk jest najbardziej medialnym specyfikiem. Wiele z nich, o podobnym składzie, nie znalazło rozgłosu a sieje spustoszenie wśród uzależnionych. Występują także w Polsce.
– Nasi podopieczni biorący podobne substancje, bo trudno jest mi ocenić, że na pewno braki ten konkretny narkotyk, potrafią mieć naprawdę poważne stany psychotyczne, depresyjne, lękowe i zmiany w centralnym układzie nerwowym podobne do choroby Parkinsona. Nawet po kilku tygodniach zażywania tych substancji – opowiada nasza rozmówczyni.
A różnica pomiędzy stanem uzależnionych biorących twarde narkotyki a dopalacze jest ogromna. Osoby po kilku tygodniach zażywania dopalaczy, jeśli przeżyją, wyglądają tak, jak heroinista z kilkuletnim stażem. Mają problemy z mówieniem, chodzeniem, a żeby wrócili do "życia", potrzebne jest w ich terapii leczenie farmakologiczne.
To nie fejk, to rzeczywistość
I tak naprawdę to cały czas te same dopalacze, z którymi walka trwa w Polsce od kilku lat. Krążymy wokół trzech grup substancji, które ciągle zmieniają swój skład i opis. Wszystko po to, żeby prześcignąć laboratoria badające ich zawartość i zakazujące sprzedawania substancji o tym składzie.
– System nie daje rady, ale także edukacja. A bezczelność domorosłych twórców tych środków przechodzi wszelkie granice. Zmieniają skład, naklejają nalepkę, że to kryształki kolekcjonerskie i wystawiają w sieci na sprzedaż. A potem kupują to nastolatkowie, bo ładne, niegroźne, a potem mówiąc kolokwialnie wypalają sobie "dziury w mózgu" – podsumowuje Banaszak.
Agresja, amok, odporność na ból, nawet te "dziury w mózgu" są analogiczne do wizerunku filmowego zombie. I wierzyć temu albo nie – problem z dopalaczami typu "flakka" jest realny i dotyczy nas wszystkich.