Reklama.
Kontuzja kolarki górskiej Mai Włoszczowskiej okazała się poważniejsza, niż się na początku wydawało. Ona sama nie kryje rozgoryczenia z powodu swojej kontuzji, lecz robi dobrą minę do złej gry. Na konferencji prasowej mówiła, że na Igrzyskach nie wystąpi, ale będzie dopingować swoich kolegów i koleżanki.
Na szczęście oczekiwania wobec polskich sportowców nie są w tym roku tak rozbuchane, jak 4 lata temu w Pekinie. Wiem, że byłam największą nadzieją, można powiedzieć pewniakiem na medal, ale trudno. Wierzę w to, że będą niespodzianki, bo mamy fajną, silną i zmotywowaną ekipę, która niejednego może zaskoczyć.
Mój chłopak za to, że tak dzielnie znoszę tę kontuzję pozwala mi ścigać się jeszcze przez 4 lata. Być może wystartuję w następnych Igrzyskach, teraz jednak skupiam się na wyleczeniu kontuzji. Mam złamane dwie kości i zerwane wiązadło, trudno, żeby taki uraz nie bolał. Ale nie jest aż tak źle.
Była asem w naszej talii. Mamy ciągle kilka mocnych kart, ale Mai nie da się zastąpić. Była świetnie przygotowana, ale z decyzjami lekarzy nie można dyskutować. Nie możemy jeszcze powiedzieć, kto zajmie miejsce kontuzjowanej Mai.