Jarosław Kaczyński ogłosił, że osoby, które zarabiają dużo pieniędzy w spółkach Skarbu Państwa, nie znajdą się na listach wyborczych PiS. W partii zapanował po tych słowach "ogromny ferment". Trwają próby zmiękczenia prezesa. Przeciwnicy zmian przedstawiają mocne argumenty – donosi "Fakt".
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Ci, którzy mają ważnych protektorów przy prezesie, ostaną się, a innych dla przykładu pozbawi się zarabiania – powiedział "Faktowi" polityk partii rządzącej, który dotychczas nie pełnił eksponowanych funkcji.
Słowa te powtórzyła w środę rzeczniczka PiS Beata Mazurek. – Komitet Polityczny PiS podjął decyzję, iż na listach kandydatów w wyborach samorządowych na radnych wszystkich szczebli nie zostaną umieszczone osoby, które są zatrudnione na wysokopłatnych stanowiskach kierowniczych i doradczych w spółkach Skarbu Państwa i samorządu terytorialnego – powiedziała.
Jednak jest poważny problem. Komitet polityczny PiS miał od piątku w ogóle się nie zbierać. Kolejne jego posiedzenie dopiero w przyszłym tygodniu. W partii wrze, w komitecie politycznym są podejrzenia, że ma to posłużyć Kaczyńskiemu do czystek. O tym, że w partii planowane są "wycinki" ludzi związanych z tzw. zakonem PC, wcześniej donosiły media.
Jarosław Kaczyński ogłosił w piątek, że osoby mające "wysokie pensje w spółkach Skarbu Państwa" nie znajdą się na listach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Opozycja kpiła z tych słów prezesa.
Posłanka PO Agnieszka Pomaska przypomniała, że np. w Gdańsku niemal wszyscy radni PiS mają posadę w spółce Skarbu Państwa.