
Z dzisiejszej perspektywy jego wspomnienia to gotowy scenariusz na film sensacyjny. Ale historia życia Witalisa Skorupki – żołnierza AK, członka elitarnego Kedywu, więźnia w czasach stalinowskich, to historia, jakich wojenna rzeczywistość pisała mnóstwo. I właśnie ta świadomość jest najbardziej uderzająca podczas lektury ''Ja, Orzeł. Z Kedywu do celi śmierci'', wywiadu-rzeki, jaki z 95-letnim dziś powstańcem przeprowadziła Beata Sławińska, wiceprezes Fundacji "Łączka".
Musiałem szybko zareagować. Misiek zaczął coś manipulować przy pistolecie. Widząc to, przebiegłem na tę stronę ulicy, na której była Zielińska, i oddałem do niej strzał z bliska. Misiek do niej dopadł, dobił ją i zabrał jej torebkę. Zaczęliśmy wiać. (…) Wykonywanie wyroków nie było dla nas proste. Trzeba mieć niezwykle odporną psychikę oraz silny organizm, aby to wszystko w sobie przetrawić. Dzięki naszemu kapelanowi jakoś to znosiliśmy. Ksiądz, który był kapelanem naszego oddziału, umiał nam pomóc i nas podbudować. Tylko dzięki niemu nie zwariowałem. Czym innym jest strzelanie do przeciwnika w boju, gdy bronimy swego życia, a czym innym wykonywanie wyroków, nawet na najgorszych łajzach.
Drugi z moich szkolnych przyjaciół Hans Frojnberg był Niemcem. (...) Po napaści Niemiec na Polskę Hans został wcielony do Wehrmachtu (…) Pewnego dnia jechałem tramwajem, którym – jak się okazało – podróżował także Hans. Zaczęliśmy rozmawiać. Hans bardzo narzekał na to, co się działo dookoła. Mówił, że nie może się pogodzić z wojną, z represjami przeciwko ludności polskiej, że jego rodzinie bardzo dobrze żyło się w Polsce, nikt ich nie prześladował i nie mordował. Wyczułem, że jest przeciwko wojnie, przeciwko walce z Polakami. Powiedział mi również, że nie chce walczyć z Polakami i dlatego zgłosił się na ochotnika na front wschodni.
Próbowałem go od tego kroku odwieść, namawiałem, aby zdezerterował z Wehrmachtu. Obiecałem, że ułatwię mu życie w Polsce. On powiedział jednak: Jestem Niemcem, nie będę narażał swojej rodziny na niebezpieczeństwo i pójdę na front”. Zapytał mnie także: „Co mogę dla ciebie zrobić?”. Odpowiedziałem: „Czy możesz mi dać jakąś broń?”. On na to: „Swojej broni nie dam, ale ukradnę broń koledze”. I tak się stało, swoją pierwszą broń – parabellum – dostałem od Niemca, mojego przyjaciela z lat szkolnych. Na tym spotkaniu skończyła się nasza znajomość. Hans pojechał na front wschodni, na którym zginął. Dobrze go wspominam.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Bellona
