
Agnieszka pracowała w angielskim Cheshire jako kosmetyczka w salonie piękności u swojego partnera Marka. 23-letnia Polka pracę łączyła z wychowaniem trzyletniej córeczki. Lutowego wieczora para chciała wyjść na koncert polskiego rapera. I wtedy wydarzyła się tragedia. Angielskie media informują o niej dopiero teraz.
REKLAMA
30-letni Marek powiedział przed wyjściem Agnieszce, że ma zostać w domu i opiekować się córką. Ustalił z kolegami, że to będzie męski wypad. Wymienili z partnerką nieprzyjemne wiadomości na What's App. Agnieszka podejrzewała Marka, że nie chce jej wziąć ze sobą, bo spotyka się z kochanką. W pewnym momencie w telefonie Marka padła bateria. Mężczyzna został na noc u kolegi.
Następnego dnia do domu Agnieszki i Marka przyszedł robotnik, który miał naprawiać drzwi. Długo nikt mu nie otwierał. Usłyszał jednak płacz dziewczynki, która wołała "Tatusiu, wracaj do domu". Gdy Marek zawiadomiony przez przyjaciela wrócił do domu, była tam już policja.
Okazało się, że Agnieszka nie żyje. Została znaleziona powieszona obok płaczącego dziecka. W organizmie kobiety wykryto zawartość alkoholu, która dwukrotnie przekraczała dopuszczalną normę dla kierowców.
źródło: "Daily Mail"