Odkąd Mateusz Morawiecki zastąpił "pachnącą rosołem" Beatę Szydło na stanowisku premiera, co i rusz podejmuje próby pokazania, że jest bliżej ludu. Za szefem rządu ciągnie się łatka sztywnego i zimnego bankowca z czasów prezesury BZ WBK i szefowania resortowi finansów.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
A co by o Beacie Szydło nie mówić – dla twardego elektoratu PiS była wiarygodna. Morawiecki ma więc twardy orzech do zgryzienia – upodobnić się do Szydło. Podejmuje więc kolejne próby zbliżenia do jądra elektoratu PiS.
Mateusz Morawiecki i rolnicy? Jeszcze kilka miesięcy temu możnaby pomyśleć, że to dwa obce sobie światy. Jednak szef rządu musi dbać o notowania PiS. A tych poprawiać się nie da bez ocieplania wizerunku. Premier wystąpił więc jak dobry gospodarz w stodole w Głogowie pod Toruniem.
Zapowiedział wsparcie dla rolnictwa. Chce zrekompensować gospodarzom w całej Polsce suszę. – Rozpoczniemy taki program cywilizacyjny, bardzo duży, bardzo ważny – mówił rolnikom. Pierwszy jego etapem ma być – po prostu – "Plan dla wsi". Wspomniał o złych poprzednikach u władzy, którzy nie zapewnili rolnikom wysokich marż na płody rolne.
– Nastąpiła wyprzedaż polskich przedsiębiorstw, jak Hortex i inne przetwórnie spożywcze, chłodnie, wielkie silosy – mówił.
Potem przeszedł do rzeczy. Powiedział, ze opracowywane są mechanizmy kompensacji dla tych, którzy zostali dotknięci suszą. Zaapelował do gmin, by tworzyły wyceny strat. Rząd ma zaproponować w tym celu specjalne mechanizmy w postaci utworzenia krajowej grupy spożywczej.
– Dzieciństwo spędzałem zawsze na wsi. Powiedziałem już panu gospodarzowi, że kiedyś byłem wprawny w dojeniu krówek. Są gospodarze w Pęgowie pod Obornikami Śląskimi, którzy to poświadczą jeszcze dzisiaj – mówił premier Morawiecki. Jednak potem się okazało, że nie ma takich, którzy by to potwierdzili.