Wariacja na temat szalika kibicowskiego
Wariacja na temat szalika kibicowskiego mat. prasowe Pan Tu Nie Stał

Kochane lata 80. – kolejki w sklepach, buty Relax i dziki tapir na głowie. Na prywatkach było klawo, a w wakacje jeździło się na biwaki. Dziś wszystko jest fancy, albo creepy. A szybki szoping robimy przez net. O PRL-u i o jego pozostałościach rozmawiamy z Justyną Burzyńską – przedstawicielką łódzkiej marki Pan Tu Nie Stał.

REKLAMA
Niedawno, na festiwalu muzycznym, kiedy zobaczyłam kogoś w waszej koszulce, chciałam podbiegać i witać się, będąc pewna, że dana osoba, tak jak ja, pochodzi z Łodzi. Czujecie się wizytówką miasta? Jesteście silnie utożsamiani z Łodzią, nie tylko przeze mnie.
Justyna Burzyńska: Łódź to miasto, w którym się urodziłam, mieszkam od zawsze, więc automatycznie czuję się z nim związana. Maciek pochodzi z Zamościa, przyjechał tutaj na studia i pierwszy rok studiów był dla niego jak obuchem w głowę. Mieszkał na starych Bałutach w mieszkaniu wynajmowanym od alkoholika. Ale wrósł w to miasto, środowisko. Łódź się zmienia. Nie jesteśmy może Berlinem, ale nie mamy się czego wstydzić. Choćby rozrywki latem: LDZ Alternatywa – cotygodniowe koncerty za darmo, kino pod chmurką na Polówkach itp.
Mimo wszystko Łódź to trudne miasto do kochania.
– Produkcja naszych rzeczy odbywa się w Łodzi i okolicach – nie wychodzimy poza granice powiatu. To nasza strategia działania, żeby pokazać, że w Łodzi też można robić niezłe rzeczy. Stąd to nasze podkreślanie, że koszulki szyte są w Łodzi, nadruki robione na miejscu, wszystkie akcesoria - metki, skórki, guziczki również produkowane są lokalnie.
Mam wrażenie, że nie sprzedajecie tylko ubrania, ale też pewną ideologię. Może nawet świadomość historyczną. Dumę z bycia Polakiem. Co wami kieruje i dlaczego?
– Na pewno sprzedajemy wspomnienia podane w takim lekko żartobliwym wydaniu na nadrukach naszych t-shirtów i innych rzeczy z asortymentu sklepu. Język polski jest fajny, posługujemy się nim na co dzień. Pokazujemy, że nie jest niczym wstydliwym czy obciachowym nosić ciuchy, torby z polskimi słowami. My uwielbiamy i wyszukujemy słowa zapomniane, których już się nie słyszy za często: sprawunki, absztyfikant, bonifikata. One najbardziej wpisują się w charakter naszej marki.

Chcielibyście żyć w PRL-u?
– Nie, dobrze jest jak jest, PRL był przecież przede wszystkim ustrojem opresyjnym. Ale cenimy parę rzeczy z tego okresu, np. to, że ktoś dbał o przestrzeń publiczną, spójność architektoniczną, o wizualny porządek. Szyldy, neony, murale, plakaty, grafika z tego okresu jest niezwykle estetyczna, zachwyca, bo dzisiaj, każdy kto ma komputer jest już artystą i jesteśmy zalewani banerami, plastikiem, pleksi i średnimi – mówiąc eufemistycznie – projektami graficznymi.
Skąd bierzecie pomysły na hasła i obrazki na koszulki? Filmy z lat osiemdziesiątych? A może rodzice?
– Zewsząd. Ze wspomnień, z filmów, ze starych magazynów, mamy uszy i oczy szeroko otwarte. Zresztą nie możemy wyjawić wszystkich źródeł inspiracji, bo to nieprofesjonalne (śmiech)
logo
Pan Tu Nie Stał

Łączycie pokolenia. W ofercie sklepu są zabawki, a koszulki czy artykuły domowe często stają się zabawnym prezentem dla naszych rodziców. Taki był wasz cel?
– Mamy czteroletniego syna – stąd te zabawki i książki dla dzieci, bo sami zwracamy uwagę na to, co wartościowe i fajne pojawia się na rodzimym rynku dla maluchów. Czy naszym celem było łączenie pokoleń.. nie wiem, nie zastanawialiśmy się nad tym, my w ogóle dopiero od niedawna analizujemy to, czym się zajmujemy, wcześniej to był po prostu żywioł, intuicja i tyle. Rzeczywiście jest przyjemnie widzieć i słyszeć od klientów, że kupują prezenty dla swoich rodziców i te rzeczy obdarowanych cieszą i trafiają w ich gusta.
Wasz profil na Facebooku to już grubo ponad 50 tysięcy fanów. W tamtym roku sprzedaliście koszulki, które wagowo dały się przeliczyć na 17 świń. Jakie są prognozy na rok 2012?
– Mamy nadzieję, że w tym roku będzie to 17 świń plus ciągnik Ursusa.