Niemieccy naziści bardzo się starali, by na terenie obozu śmierci w Treblince nie pozostały żadne ślady ich zbrodniczej działalności. Brytyjskiej archeolog udało się jednak po prawie 70 latach znaleźć dowody na istnienie masowych grobów.
"Wszystkie wątpliwości dotyczące istnienia grobów masowych w obozie śmierci w Treblince zostały rozwiane dzięki badaniu z użyciem urządzenia widzącego w głąb ziemi" - napisała dla BBC Caroline Sturdy Colls, archeolog kryminalistyczna z Wielkiej Brytanii.
Kiedy niemieccy naziści opuszczali obóz w Treblince w 1943 roku mieli nadzieję, że uda się zatrzeć wszelkie dowody zbrodni (zginęło tam 800 tys. Żydów). Obóz zrównali z ziemią, a na jego miejsce zbudowali farmę i posadzili drzewa. Po wojnie, w 1946 roku polscy śledczy badający teren odkryli podziemne piwnice, fragmenty drutu kolczastego i inne dowody istnienia budynków administracyjnych obozu. Nie przekopano jednak ziemi i nie znaleziono fizycznych dowodów na istnienie masowych grobów w okolicy obozu. To dlatego, że żydowskie prawo religijne zabrania naruszania miejsca pochówku.
Brak istnienia takich dowodów był dodatkowym argumentem dla tzw. "negacjonistów Holokaustu". Aż do teraz.
"Za pomocą technik geofizycznych zidentyfikowałam szereg zakopanych dołów znacznych rozmiarów i bardzo głębokich. Jeden z nich ma rozmiary 26 na 17 metrów" - pisze brytyjska archeolog. Lokalizacje wykrytych przez specjalny radar dołów pokrywają się z relacjami świadków.
Badanie radarem wykazało też, że w ziemi są kości i prochy ludzkie. - Kości są nawet widoczne na powierzchni ziemi. Szczególnie po deszczu - opisuje Sturdy Colls.