Wczorajsza decyzja MON o zaniechaniu dalszej budowy korwety Gawron wywołała spore wzburzenie jednego z ojców tego projektu - Leszka Millera. - Wypadałoby to powiedzieć wprost: Proszę państwa, informujemy, że podjęliśmy decyzję o likwidacji polskiej Marynarki Wojennej - mówił na antenie RMF FM. - Za dzisiejszy stan Marynarki Wojennej marynarze mogą być wdzięczni właśnie jemu - mówi naTemat ekspert w dziedzinie wojskowości, Andrzej Walentek.
Były premier ocenił, że mogący pochłonąć nawet półtora miliarda złotych program budowy korwety Gawron powinien być bezwzględnie dokończony. - Polska Marynarka Wojenna potrzebuje nowoczesnych, szybkich jednostek. Chyba że, jak sądzę, zwyciężył pogląd, żeby zlikwidować Marynarkę Wojenną - stwierdził.
Jednocześnie tłumacząc się, że nie tylko on odpowiadał za rozpoczęcie budowy Gawrona w listopadzie 2001 roku - przed ukończeniem projektu i bez wcześniejszego wyboru odpowiednich systemów uzbrojenia. - Ja zostałem premierem w 2001 roku, to nawet dziecko wie, że tego rodzaju decyzje musiały być przygotowane znacznie wcześniej - mówił.
Inaczej sprawę widzą specjaliści. W rozmowie z naTemat Andrzej Walentek, publicysta zajmujący się wojskowością nie ma wątpliwości, jakie powinny być losy Gawrona i kto odpowiada za kłopoty marynarzy. - Decyzja o programie korwet zapadła w zasadzie w okolicach roku 2000. Zbudowanie jednej korwety w cenie równej budowie Stadionu Narodowego sprawiłoby, iż byłaby to najdroższa korweta świata. Poza tym, budżetu MON nie byłoby stać na sfinansowanie kolejnych okrętów tej klasy, a utrzymywanie jednego okrętu tego typu byłoby pozbawione sensu - ocenia.
Walentek przyznaje natomiast rację byłemu premierowi, gdy mowa o przyszłości Marynarki Wojennej. - O tym, że nasza marynarka znajduje się, najdelikatniej mówiąc, w bardzo głębokim kryzysie i zapaści wiadomo od lat. I z całą pewnością jeden okręty, typu Gawron, w żaden sposób nie poprawiłby sytuacji. Stan naszej marynarki wiąże się właśnie z błędami popełnionymi za czasów rządów Leszka Millera - mówi.
Gawron to nie problem
Jego zdaniem, kluczową decyzją dla losów naszych sił morskich było przyjęcie dwóch amerykańskich fregat klasy Oliver Hazard Perry, czyli ORP "Kościuszko" i ORP "Pułaski". - Po pierwsze, są one całkowicie przestarzałe, ogromie drogie w eksploatacji, a poza tym Amerykanie przekazali nam je po zdemontowaniu dość istotnych elementów uzbrojenia, czyli ich walory bojowe są żadne. I to potwierdziło się w raportach po udziale tych okrętów w misjach natowskich m.in. na Oceanie Atlantyckim. Były jedynie zawadą, a nie żadnym realnym wsparciem - opowiada Walentek.
I tłumaczy, skąd wzięły się obecne problemy polskich marynarzy. - Przede wszystkim Marynarkę Wojenną w ostatnich latach zżerały właśnie koszty utrzymania tych fregat. One są na przykład straszliwie paliwożerne. Za dzisiejszy stan Marynarki Wojennej marynarze mogą być więc wdzięczni właśnie Leszkowi Millerowi - ocenia.