Dyskusji wokół partyjnych zatrudnień ciąg dalszy. Po tym, jak rozeszła się informacja o zarobkach Aleksandra Grada – który zrezygnował z mandatu posła na rzecz szefowania spółkom energetyki jądrowej – były minister dementuje te plotki.
Do redakcji "Wyborczej" osobiście zadzwonił Aleksander Grad, by poinformować, że wcale nie zarabia 110 tysięcy złotych miesięcznie. Tylko mniej.
Ile? Tego, jak pisze Witold Gadomski, nie wiadomo, bo były minister skarbu nie chciał tego zdradzić. Z informacji podanych przez wiceministra skarbu Jana Burego wynika, że poprzedni prezes spółki PGE EJ 1 dostawał około 50 tysięcy miesięcznie. Grad, według Burego, dostaje podobną kwotę.
Tyle, że były minister skarbu został od razu szefem dwóch spółek: PGE EJ 1 i PGE Energia Jądrowa. Gadomski pyta więc: Czy ta pensja to wynagrodzenie łączne, czy za każdą spółkę? Publicysta "GW" pisze też o plotkach, jakoby Grad miał dodatkowo zostać wiceprezesem całego PGE. I znowu – nikt nie raczy poinformować o tym, czy jest to prawda i czy ewentualnie Grad miałby za to dostawać dodatkowe pieniądze.
Witold Gadomski oczekuje, między innymi, że prezes PGE wyjaśni czemu wybrał akurat Grada, czy była to decyzja polityczna oraz jakie są dokładnie zarobki byłego ministra. Dokładnie zarobki – z premiami, dodatkami i tak dalej.
Publicysta kończy swój krótki tekst apelem do polityków. O transparentność w spółkach Skarbu Państwa. W deklaracjach słownych politycy przyznają, że jawność musi być. Tylko jakoś nic nie robią w tym kierunku.