
"Wraz z nim umarła część mnie..." – wyznaje Leszek Miller w pierwszym wywiadzie udzielonym po śmierci swego syna. Były premier w rozmowie z "Super Expressem" opowiada, jak dowiedział się o tej tragedii i jak wyglądała ich ostatnia rozmowa. Cały czas zadanie sobie pytanie, dlaczego syn targnął się na życie.
"Coś między nimi musiało się stać"
To właśnie na wakacjach w Grecji, gdzie były premier wypoczywał wraz z żoną i wnuczką, dowiedział się o śmierci syna.
Zadzwonił do nas brat mojej żony i powiedział, że dzwoniła partnerka Leszka ze straszną wiadomością. W tym momencie ziemia osunęła mi się spod nóg. Nie uwierzyłem. (...)
Wciąż zadaje sobie pan pytanie: dlaczego to się stało? Czy z synem coś się działo, miał depresję i to ona mogła go doprowadzić do samobójstwa?
To pytanie będzie mi towarzyszyć i dręczyć mnie do końca życia. Coś się tam wtedy musiało stać...
"Byliśmy bardzo zżyci ze sobą"
Ani Leszek Miller, ani jego żona nie podejrzewali, że syn może się targnąć na życie. Ona rozmawiała z synem dwa dni przed śmiercią, on cztery. Opowiadali sobie o wakacjach w Grecji. Przed wyjazdem spotykali się na bieżąco. "Często bywaliśmy u niego w domu albo on u nas. Razem oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy o literaturze. Tym bardziej nie pojmuję, jak mogło dojść do tej straszliwej tragedii" – przyznaje polityk.
To wszystko jest trudne do przeżycia tym bardziej, bo jego śmierć był nagła, niespodziewana.
Byliście przyjaciółmi?
Przeżyliśmy razem 48 lat i – jak to w życiu – były chwile przyjemne i mniej przyjemne. Byliśmy bardzo zżyci ze sobą.
źródło: se.pl
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej