Ryszard Czarnecki wraz z innymi europarlamentarzystami wyjechał na Malediwy. Tuż po tej podróży do Parlamentu Europejskiego trafiła skarga od ambasadora tego państwa. Dyplomata twierdzi, że Czarnecki, który posługiwał się wizą turystyczną, prowadził polityczne śledztwo ws. przyszłych wyborów.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Ambasador Malediwów wystosował oficjalną skargę na czworo europosłów. Ryszard Czarnecki oraz Maria Gabriela Zoana z Rumunii, Thomas Zdechovsky z Czech i Henry Malosse z Francji przybyli na Malediwy jako oficjalna delegacja Unii Europejskiej.
"Grupa brała udział w prywatnej wizycie z wizą turystyczną i angażowała się w 'śledztwo' z lekceważeniem i pogwałceniem prawa Malediwów. Nie spotkali się z oficjalnymi przedstawicielami rządu Malediwów" – napisał Ahmed Shiaan w skardze kierowanej do przewodniczącego PE Antonio Tajaniego.
David McAllister z PE wyjaśnił, że UE nie wysłała żadnej oficjalnej misji obserwacyjnej w związku z wrześniowymi wyborami na Malediwach. Ubolewa nad tym, że niektórzy członkowie Europarlamentu udali się tam z wizą turystyczną i złożyli oświadczenia, które mogły źle przedstawiać stanowiska unijne dotyczące sytuacji na Malediwach.
A jak tłumaczy sprawę Czarnecki? – Nigdy publicznie nie powiedziałem, że jestem tam jako oficjalny przedstawiciel PE – wyjaśnia na łamach "Politico". Zdechovsky także twierdzi, że była to wizyta prywatna, ale przyznaje, że chodziło o to, by sprawdzić jak "sprawy mają się w rzeczywistości". Przyznał, że była to sprawa tajna, bo chodziło o spotkania z opozycją na Malediwach.
Przypomnijmy, Czarnecki w lutym został odwołany z funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Powodem były jego słowa o szmalcownikach jakie powiedział na temat Róży Thun po reportażu z jej udziałem o sytuacji polityczno-społecznej w Polsce, jaki wyprodukowała niemiecka publiczna stacja telewizyjna ZDF.