Partia Kornela Morawieckiego miała posunąć się do wyjątkowo nieczystej zagrywki. Jak donosi TVN24, członkowie Wolnych i Solidarnych mieli próbować zarejestrować listę wyborczą z podpisami poparcia... zmarłych osób. Jakby tego było mało, jeden z ludzi ojca premiera miał użyć siły wobec członka komisji wyborczej.
A zaczęło się od tego, że pełnomocnicy Wolnych i Solidarnych w ubiegłym tygodniu pojawili się w siedzibie miejskiej komisji wyborczej w warszawskim ratuszu po wyznaczonym czasie. – Komisja pracowała od 9 do 13, a państwo zgłosili się po 13 – relacjonował reprezentujący komisję Sławomir Ignaczak.
– Stwierdziliśmy, że nie ma możliwości przyjęcia tego zgłoszenia. Przedstawiciel komitetu wtargnął do lokalu, odpychając jednego z członków komisji. Stwierdził, że w nim zostanie, bo ma takie prawo. Wezwaliśmy patrol policji – tłumaczył urzędnik w rozmowie z TVN24. Wezwano policję, a funkcjonariusze nie widzieli, jak członek partii kierowanej przez ojca premiera Mateusza Morawieckiego odepchnął członka komisji wyborczej.
Przedstawiciele Wolnych i Solidarnych odwiedzili ponownie siedzibę komisji w poniedziałek. I wtedy na jaw wyszło coś o wiele bardziej skandalicznego niż wspomniana szarpanina. Otóż komisja zakwestionowała aż 198 podpisów z 200 poparcia dla partii Morawieckiego. Między innymi dlatego, że wiele z nich należało do... nieżyjących już osób.
Przypomnijmy, że Kornel Morawiecki zasłynął z nietypowych opinii. Widzi on na przykład syna w roli następcy Donalda Tuska – tyle że lepszego. Według niego Mateusz Morawiecki na pewno lepiej sprawdziłby się w tej roli od obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej.