Andrzej Saramonowicz opublikował post na Facebooku, w którym pisze, że wraz z innymi chłopcami był molestowany przez księdza, jednego z warszawskich proboszczów. Reżyser dołączył do postu zdjęcie pokazujące go jako dziecko. Tak właśnie wyglądał w czasach, gdy miał być molestowany.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Opisywana przez reżysera sytuacja dotyczy lat 70. XX wieku. Saramonowicz pisze, że był molestowany seksualnie - wraz z kilkudziesięcioma innymi chłopcami - przez proboszcza parafii Matki Bożej Królowej Polski na warszawskim Marymoncie, marianina księdza Olgierda Nassalskiego.
Wszystkie te wydarzenia opisał już wcześniej w tygodniku "Przekrój" w 2002 roku. Jednak spotkał się wtedy ze zmową milczenia.
Jak pisze, po publikacji tekstu doświadczył wielu "przejawów obrzydliwej hipokryzji". Wśród nich wymienia "paszkwil" dziennikarza "Gazety Wyborczej", który zarzucał mu, że zrobił to w celu podniesienia nakładu "Przekroju".
Saramonowicz twierdzi, że spotkał się z całkowitym milczeniem Kościoła katolickiego, mimo jego deklaracji, że będzie miał możliwość złożenia szczegółowych wyjaśnień i podania listy osób, które także padły ofiarą molestowania.
"Mam nadzieję, że dziś ani Kościół, ani 'obywatelskie media', ani żadne ciała mające słowo 'etyka' w nazwie, nie ośmielą się już wejść w haniebny alians, gdy inne osoby w Polsce zechcą opowiedzieć o swojej krzywdzie, jakiej doznały ze strony polskich duchownych" – pisze.
Jednocześnie wystosowuje prośbę do mediów – jeśli zechcą do niego "zadzwonić z pytaniem, jak było" – by "tego nie robiły, dopóki wcześniej nie przeczytają jego artykułu z 2002 roku".
Post Saramonowicza zbiega się ze zbliżającą się premierą filmu "Kler" (28 września), który podzielił polską opinię publiczną. Jednym z poruszanych tematów jest pedofilia wśród duchownych. Już teraz w kinach zaczyna brakować biletów, mimo że decydują się na wyświetlanie rekordowej liczby seansów w pierwszy weekend.