W piątek premiera "Kleru" w polskich kinach. Film cieszy się olbrzymim zainteresowaniem. Mimo to niektóre miasta w Polsce zdecydowały się projekcje zablokować. I może właśnie dlatego zainteresowanie filmem przerosło wszelkie oczekiwania.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Na nietypowe rozwiązanie zdecydowało się kino Metalowiec w Kraśniku (woj. lubelskie). Rządzi tam Prawo i Sprawiedliwość. Bilet na film będzie droższy niż zwykle . Kosztuje nie 15 a 20 zł. Przyczyna ma być jednak czysto ekonomiczna. Kino spodziewa się, że i tak zarobi na filmie.
I obejrzą go tylko dorośli (zdaniem dystrybutora mogą to robić widzowie minimum 15-letni). Będą tylko dwa seanse dziennie "Kleru" – dla porównania, w jednym z wrocławskich kin będzie ich aż 22.
– Kino rządzi się swoimi prawami, zaś moją rolą nie jest cenzurowanie. Skoro kiedyś sami walczyliśmy z cenzurą, to dlaczego teraz mielibyśmy ją wprowadzać – mówi Wojciech Gołoś, dyrektor samorządowego Centrum Kultury i Promocji w Kraśniku.
Ogromne kontrowersje, jakie wywołał "Kler", wpłynęły na zainteresowanie filmem Wojciecha Smarzowskiego. W kinach padają rekordowe liczby seansów w dniu premiery.
Trudno przypomnieć sobie równie żywiołową dyskusję, jaką rozpętałby polski film i to na wiele tygodni przed premierą. Z pewnością darmową reklamę obrazowi zrobiły też miasta, które nie pokażą – przynajmniej na razie – tej produkcji. W myśl zasady: zakazany owoc smakuje najlepiej.