Wojciech Smarzowski zdradził, że w trakcie produkcji zaprosił duchownych do obejrzenia niegotowej wersji "Kleru". – Wszystkie postacie są fikcyjne, ale księża, którzy obejrzeli go na wstępnym etapie montażu, pokazywali palcem i mówili konkretne nazwisko – opowiedział na antenie radia TOK FM reżyser. Dodał, że taka reakcja go zaskoczyła.
Smarzowski wspominał, jak wyglądała praca z konsultantami. Tłumaczył, że zgłaszali się do niego księża, którzy czuli, że Kościół w obecnej formie wymaga naprawy. Uwierało ich to, że swoimi twarzami firmowali jego złe zachowanie.
Podczas rozmowy Smarzowski zdradził też, jaką nazwę miał pierwotnie nosić jego obraz.
– Początkowo ten film miał się nazywać "Głęboka taca", ponieważ też przeszkadza mi to, że system finansowy Kościoła jest nieprzejrzysty, że jest finansowany również z moich podatków. Ale jak zaczęliśmy pracę nad scenariuszem, to szybko ten akcent w kierunku pedofilii okazał się najmocniejszy, co jest oczywiste – wyjaśniał twórca.
Smarzowski przyznał, że liczy na to, iż księża będą normalnie sądzeni za pedofilię, a nie tak jak dotychczas przerzucani z parafii do parafii.
Smarzowski bał się zemsty Kościoła
Przypomnijmy, że w uroczystym pokazie "Kleru" wziął udział senator Grzegorz Napieralski, były kandydat Sojuszu Lewicy Demokratycznej na prezydenta. Polityk powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską, że zna osoby odpowiedzialne za koprodukcję. Nadmienił, że każda ze scen w filmie była oceniana przez sztab prawników.
Wyznał też, że ogromnym problemem było znalezienie pieniędzy na sfinansowanie obrazu. – Nikt nie chciał się tego dotknąć. Każdy się bał tematu. Ale tabu przerwano – przybliżał portalowi.