Beata Mazurek odniosła się do doniesień dotyczących afery taśmowej, które mają obciążać Mateusza Morawieckiego. – Gdyby były wątpliwości co do Morawieckiego, to byłyby już ujawnione – powiedziała rzeczniczka PiS na konferencji prasowej.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Karty na stół. Jeżeli macie jakieś taśmy, to je pokażcie i przestańcie insynuować. To odgrzewany kotlet, a odgrzewane jedzenie nie zawsze jest zdrowe. Platformo nie kłam. Gdyby w tych taśmach było coś nowego, to PO przyłożyłaby nam tym w wyborach w 2015 r. – mówiła rzecznik PiS.
– Atakuje się człowieka, który jest odpowiedzialny za kampanię samorządową PiS i ma duże poparcie społeczne. Zawsze atakuje się tych, którzy są najsilniejsi, a nie najsłabsi – kontynuowała Mazurek.
O co chodzi w aferze taśmowej Afera taśmowa zatopiła Platformę Obywatelską jako partię władzy. Kelnerzy z restauracji Sowa i Przyjaciele nagrali Bartłomieja Sienkiewicza, Radosława Sikorskiego, Elżbietę Bieńkowską, Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika.
Jednak w zeznaniach kelnerów pojawia się także nazwisko Mateusza Morawieckiego, wówczas szefa BZ WBK (dziś Santander). Taśma, według informacji Onetu, miała jednak w dziwny sposób zniknąć. W aktach sprawy można znaleźć fragment zeznań Łukasza N., który opowiada o podsłuchanej rozmowie Morawieckiego z nieznanym mężczyzną.
– Z tego, co pamiętam, to rozmawiali o jakichś budynkach. Tamten drugi człowiek, którego nie znam, powiedział, że jakaś osoba się obawia i chce się wycofać z tego interesu. Rozmawiali o zakupie budynków pod inwestycje i mieli tam wynajmować pod jakieś biznesy, ale dokładnie nie pamiętam. Rozmawiali, że dokumenty mają być sporządzone na jakąś osobę – mówił.