Od kilku tygodni pojawiają się informacje o konflikcie między posłanką Joanną Schmidt a jej byłym mężem Pawłem. Wojną między byłymi małżonkami toczy się o pieniądze, a w tle sprawy jest opieka nad dziećmi.
Przypomnijmy, konflikt między eksmałżonkami rozpoczął się od żądań Joanny Schmidt, która od swojego byłego męża domaga się 28 tysięcy złotych za jej zdaniem zaległe alimenty. Z kolei Paweł Schmidt oskarża swoją byłą żonę o utrudnianie kontaktu z dziećmi, które z nią mieszkają, a także o bezprawne pobieranie świadczenia 500+.
Teraz z kolei, pieniędzy domaga się Paweł Schmidt. Zaprzecza, że zalega z alimentami, ale postanowił wytoczyć ciężkie działa.
– Ona dochodzi ode mnie alimentów na młodsze dziecko, które rzekomo jej się należą. Postanowiłem pójść tą samą drogą i dochodzę zaległych alimentów na Anię (najstarszą córkę) – mówi w rozmowie z "SE" Paweł Schmidt. – Doszło do momentu, kiedy powiedziałem "dość" - dodaje.
A chodzi o okres, kiedy najstarsza córka mieszkała ze swoim ojcem. Prawniczka Schmidta wyjaśnia, że podczas rozwodu strony podpisały ugodę, do której miała się nie zastosować jego była żona. Ustalono bowiem, że alimenty na jedno dziecko to 2 tys. zł., zatem ojciec dzieci miał płacić posłance 2 tys. zł. (zamiast 4 tys.) a ona nic dla wyrównania.
Posłanka miała jednak wystąpić do komornika sądowego o egzekucję 4 tysięcy złotych ignorując wcześniejsze ustalenia. A jak Paweł Schmidt uzasadnia wyciągniecie rodzinnych spraw na forum publiczne? Twierdzi on, że dzieci są indoktrynowane. Postanowił zatem korzystać z mediów, żeby "poznały prawdę".