Marsz Równości w Lublinie rozpoczął się w sobotę po godz. 13:00. W tym samym czasie ruszyli też kontrmanifestanci, związani ze środowiskami ONR. "Latają kamienie, butelki i jajka. Policja użyła pałek, miękkiej amunicji, armatek wodnych, gazu łzawiącego" – informuje na Twitterze dziennikarz Radia Zet Maciej Sztykiel.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Uczestnicy Marszu Równości ruszyli inną niż pierwotnie planowaną trasą. Tę bowiem zablokowali kontrmanifestanci. Marsz rozpoczął się od petard, wyzwisk i policyjnych syren. Kontrmanifestanci wykrzykiwali: "Lublin miastem bez dewiacji" i "zboczeńcy".
Następnie narodowcy podjęli próbę kolejnej blokady marszu, który szedł akurat Al. Solidarności. Policjanci zastosowali amunicję miękką: granaty hukowe i gaz łzawiący.
Jak pokazali użytkownicy Twittera, spalona została tęczowa flaga, którą nieśli uczestnicy Marszu Równości. Kontrmanifestanci skandowali "Cała Polska śpiewa z nami, wyp.. z p..." W tle – jak relacjonuje Onet – słychać było osoby, które odmawiały różaniec. Narodowcy obrażali też policjantów, którzy w końcu użyli armatki wodnej. Kontrmanifestanci odpowiedzieli petardami i butelkami.
Bartosz Staszewski, organizator marszu, przyznał w rozmowie z Wyborcza.pl, że policji jest zbyt mało, a funkcjonariusze nieskutecznie oddzielają marsz od chuliganów.
Batalia o Marsz Równości w Lublinie
Przypomnijmy, że sąd apelacyjny ostatecznie zgodził się na organizację w Lublinie Marszu Równości. Wcześniej prezydent miasta Krzysztof Żuk (Platforma Obywatelska) wydał zakaz organizacji tego wydarzenia w obawie o bezpieczeństwo uczestników marszu i kontrmanifestacji.
– Myślę, że to decyzja polityczna, podyktowana okresem przedwyborczym. Wcześniej napisał w tej sprawie list do kleru, w którym tłumaczy się księżom, dlaczego nie może wprost zakazać marszu – tłumaczył w rozmowie z naTemat Bartosz Staszewski, organizator marszu równości w Lublinie.