
Zagrał ponad 500 koncertów i ma tysiące fanów w całej Polsce. Management Dawida Kwiatkowskiego, a przez to niejako on sam, są teraz w poważnych tarapatach. Zarabiają na imprezach, ale zdaniem oskarżających ich artystów - nie każdy z podwykonawców i muzyków dostaje przelew z wynagrodzeniem. Przygotowują pozew zbiorowy, który może zrewolucjonizować polski showbiznes.
Nieskazitelna opinia Dawida Kwiatkowskiego została właśnie nadszarpnięta. Afera wybuchła po facebookowym wpisie byłego gitarzysty z jego zespołu. Przemek Świerk odszedł w sierpniu m.in. z powodu problemów z wypłacaniem gaży. Z jego relacji wynika, że trwało to od 2016 roku i zdarzało się niemal przy każdy koncercie.
Okazało się, że pieniądze, o które stale musieliśmy się upominać, które zarobiłem latem ciężką pracą, często ryzykowaniem swojego życia, przeznaczone zostały na film dokumentalny, który powstaje o Dawidzie Kwiatkowskim.
Odnosząc się do wczorajszych doniesień, przypominam, że kwota „pieniędzy jak nie było, tak nie ma” to 1500 zł i dotyczyła jednego koncertu, który do tej pory nie został rozliczony przez Organizatora Wydarzenia - firmę zewnętrzną.
Grając po kilkanaście, czasem kilkadziesiąt koncertów miesięcznie, brak terminowej wpłaty od jednego z organizatorów jest wynikiem ryzyka pracy - o czym wiedzą ludzie pracujący w tej branży.
Przy kilkudziesięciu koncertach w ciągu roku i wyjaśnieniach dotyczących opóźnienia w zapłacie roztrząsanie tego tematu na cała Polskę jest nie na miejscu.
Poza kilkudziesięcioma koncertami w ciągu roku, współpracujemy z setkami podwykonawców, wykonawców, klientów i innych osób, które spotkaliśmy podczas tych 6 lat w Polsce i poza jej granicami - to są dziesiątki umów miesięcznie, wiele projektów z zatrudnieniem dużej ilości osób. Wiele z tych projektów realizowane jest przy współpracy z zewnętrznymi firmami, z którymi jesteśmy partnerami od wielu lat.
Dość dziwnym zbiegiem okoliczności jest fakt, że prowadzone były rozmowy o nawiązaniu ponownie współpracy z Przemkiem, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na inną osobę, która przed tym szykanującym postem, dodała na swój profil FB informację, że rozpoczęła pracę w zespole Dawida.
Jeszcze gorsza w tej całej sytuacji jest świadomość, że każda bliska osoba, a za takie uważamy naszych muzyków i ludzi, z którymi współpracujemy, wiedziała o trudnym okresie w życiu Dawida - śmierci dziadka sprzed miesiąca i śmierci babci dzień przed postem Przemka.
I kwestia najważniejsza, Dawid jest Artystą i nie ponosi odpowiedzialności za kwestie umów, czy rozliczeń - o czym wie każdy kto z nim pracuje. Wciąganie go w tego typu „afery” zdecydowanie nie ma nic wspólnego z merytorycznym załatwieniem sprawy.
Jest grupa ludzi, którzy ewidentnie chcą szkodzić, wyolbrzymiając wiele sytuacji, które wystarczy załatwić normalną rozmową, zamykając temat w 5 minut. Oczywiście jesteśmy świadomi, że im większy sukces osiągasz, tym więcej osób to boli. Jest to przykre, ale taka jest ta branża.
Przepraszamy najbliższych i rodzinę Dawida, którzy przeżywają bardzo trudne chwile w swoim życiu, za dodatkowy stres wynikający z tej niepotrzebnej nikomu sytuacji.
Jeżeli ktokolwiek poczuł się urażony przy tej sytuacji przepraszamy najmocniej - nigdy nie mieliśmy na celu nikogo skrzywdzić ani urazić.
Okazuje się jednak, że takich osób jak Przemek jest więcej. Dlatego teraz mówią: "Dość!" i skrzykują się na pozew zbiorowy. Póki co wiadomo o pięciu poszkodowanych osobach przez agencję Kwiatkowskiego, ale nieoficjalnie mówi się, że może być ich więcej. Nie są to wyłącznie muzycy, którzy jeździli z nim na koncerty.
Ciemną stronę naszego showbiznesu nie są np. używki (choć one też), ale przede wszystkimi oszukiwanie podwykonawców. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że np. doświadczeni dźwiękowcy czy oświetleniowcy otrzymują niewspółmierne wynagrodzenie do gwiazd imprezy. Organizatorzy płacą im ułamek gaży, którą inkasuje artysta... albo nie dostają nic i później muszą się dopominać lub chodzić po sądach.
A większość menadżerów i ludzi odpowiedzialnych za finanse lubi szybko uciec po koncercie (jeśli w ogóle się na nim pojawią), a potem niestety nie ma z nimi kontaktu. I z tego błędnego myślenia trzeba wyjść. Sytuacja, którą dziś opisałem, nie była moją pierwszą. Spotkałem się z tego typu działaniami kilkakrotnie i niestety odpuszczałem. Jednak ta lekcja najwięcej mnie nauczyła i w gruncie rzeczy cieszę się, że coś takiego przeżyłem, bo będę wiedział, że taką patologię trzeba zwalczać albo po prostu jej unikać. I przede wszystkim nie bać się o tym głośno mówić.
