Dawid Kwiatkowski ma 17 lat, na koncie jedną nagrana płytę i ponad 180 tys. fanów na facebooku. Nosi czapki z daszkiem, opadającą na oczy grzywkę i śpiewa wesołe piosenki o szalonej przyjaźni. Ekscytuje się swoimi fanami i nienawidzi hejterów, których ma już całkiem sporo. Czy to początek pięknej kariery? A może największej porażki rodzimej muzyki?
Dawid Kwiatkowski jest bratem Michała - również piosenkarza, który jest znany przede wszystkim we Francji, gdzie zrobił karierę dzięki udziałowi w popularnym talent - show “Star Academy” Tam wydał dwie płyty: “De l'or et des poussières” (z 2004 roku) i All alone with my gueule (z 2006 roku), które odniosły spory sukces. Od kilku lat Michał Kwiatkowski występuje pod pseudonimem “Self Concept”.
Dawid - porównywany nad Wisłą z Justinem Bieberem - swoją przygodę z muzyką rozpoczął od nagrywania coverów popularnych hitów - zamieszczał je później w internecie, co przyniosło mu rzesze fanów. A może raczej fanek? 19 listopada ukazała się jego pierwszy solowy album o wdzięcznym tytule “9893”, któremu już udało się uzyskać status złotej płyty.
Album poprzedziły single “Biegnijmy” i “Na zawsze” - czyli - kolejno - radosna pieśń o szaleństwie przyjaźni i rzewna ballada o cierpieniu nieszczęśliwej miłości (fragment tekstu: “Zapytaj mnie, ile jeszcze serc/Po drodze będę łamać/Nie chcę tego lecz/Zgubiłaś mnie/Nauczyłaś chcieć/tego, czego nigdy nie powinienem mieć”). Kwiatkowski śpiewa więc o problemach nastolatek chyba w każdej szerokości geograficznej: radości przebywania z rówieśnikami, zabawie, przyjemnościach, ale i o ciemnej stronie życia - odrzuceniu, zdradzie, smutku i niespełnionych marzeniach.
Dawid komunikuje się ze swoimi fanami głównie przez internet: ma konto na facebooku, twitterze, instagramie, youtubie, prowadzi również bloga, na którym pisze o radości z tworzenia muzyki, trudach tras koncertowych i zmaganiach z hejterami. Pokazuje w internecie całe swoje życie - od wyjść na pizzę z przyjaciółmi, poprzez branżowe imprezy, zakupy, spacery po blokowiskach Uwielbia sweet focie z fanami, paczką czipsów, samo*ebki w windzie, okularach przeciwsłonecznych, śmiesznych czapkach. Sama młodość!
Codziennie zamieszcza minimum kilka tweetów - to relacje z nastoletniej codzienności, słodkie i zabawne, z dużą ilością emotikonek.
O życiu "pozamuzycznym" Dawida wiemy sporo - a co z muzyką? To prosty, lekki pop, który zawsze dobrze się sprzeda. – Dawid Kwiatkowski to właściwie nowość ostatnich dni, wcześniej śpiewał chyba w przedszkolu - mówi Przemysław Gulda, dziennikarz muzyczny. – Skojarzenia z Justinem Bieberem są bardziej niż oczywiste, to ten sam typ wykonawcy - dodaje.
Młodzi, słodcy chłopcy to właściwie całe zjawisko we współczesnej muzyce. Oprócz wspomnianego Biebera mamy jeszcze boysband One Direction (z własną "subkulturą" directionerów), w latach 90. popularni byli Backstreet Boys, bracia Hanson, czy polskie formacje - Just 5, LO 27, a potem wielcy samotni - Gabriel Fleszar czy Bartek Wrona. Dzisiaj mamy Dawida Kwiatkowskiego.
Skąd się bierze ich fenomen? Według Przemysława Guldy ma dwa poziomy: muzyczny i psychologiczny. – Na poziomie muzycznym to jest nieszkodliwy, przyjemny pop, na który zawsze jest zapotrzebowanie i zawsze świetnie się sprzeda - mówi dziennikarz. – Natomiast na poziomie psychologicznym to wynika z faktu, że duża ilość słuchaczy lubi się identyfikować ze swoim idolem: to taki chłopiec, z którym nastolatki chciałyby się umawiać, a ich matki chciałyby mieć takiego synka - komentuje dziennikarz.
Dokładnie to samo działo się w erze boysbandów, czyli w latach 90: to ten sam model produkcyjny. Chłopiec ma być rozkoszny, ma mieć śliczną buzię i jednocześnie miły, nieinwazyjny, w miarę czysty głos.
– To wynika z potrzeby łatwej, luźnej, wpadającej w ucho piosenki, do tego podanej w przystępny sposób - mówi Gulda. Uczennice podstawówek mogą się w nim podkochiwać, męscy rówieśnicy Dawida - rzucać w niego internetowymi hejtami, a rodzice - cieszyć się, że ich nastoletnie dzieci słuchają prostej muzyki, a nie np. black metalu. I wszyscy są szczęśliwi.