Po kompromitacji prezydenta Andrzeja Dudy na Forum Polsko-Niemieckim w Berlinie na jaw wychodzą kolejne szczegóły, jak wygląda w praktyce wstawanie z kolan, czyli kulisy pisowskiej dyplomacji. Tym razem z udziałem ambasadora w Niemczech Andrzeja Przyłębskiego, czyli dobrego znajomego Andrzeja Dudy.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Bartosz Wieliński opisał na Twitterze scenę rozmowy polskiego dziennikarza pracującego w niemieckiej redakcji z ważnym politykiem PiS, który odwiedził Niemcy i ambasadorem Andrzejem Przyłębskim. "Wchodzi ambasador Przyłębski. Mówi do dziennikarza: panu nie podaję ręki. Kurtyna" – napisał Bartosz Wieliński na Twitterze.
Bartosz Wieliński opisał też kulisy wizyty prezydenta w Niemczech. Strona polska miała żądać wbrew protokołowi tego, że debata ma być prowadzona przez polskiego dziennikarza – był nim Piotr Legutko z TVP. Jednak na tym żądania się nie skończyły.
Reporter poprosił o listę pytań współprowadzącej debatę niemieckiej dziennikarki Rosalii Romaniec. Organizatorzy odmówili, twierdząc, że nie będą ingerować w pracę niezależnej dziennikarki. I wtedy polscy dyplomaci zażądali ustalenia, kto z publiczności ma zadawać prezydentowi Dudzie pytania.
– Zapytaliśmy w żartach, czy mamy przedstawić życiorysy – mówi rozmówca "GW". Odpowiedź była na poważnie. Strona polska chciała znać imię, nazwisko, instytucję, w której pracuje pytający. – Odmówiliśmy, przecież nie można było robić ustawki – dodaje.
Andrzej Duda na Forum Polsko-Niemieckim w Niemczech udzielił kilku kontrowersyjnych wypowiedzi, w których krytykował Unię Europejską i niemieckie media. Stwierdził między innymi, że Polak nie może kupić w sklepie normalnej żarówki, bo Unia tego zakazuje.