
Odcinają się od nich organizacje LGBT, w internecie nazywa się ich prowokatorami i wariatami. Inicjatorzy Tęczowej ekipy na Marszu Nieodległości zapewniają jednak, że są po prostu odważni i chcą pokazać, że prawica nie zawłaszczyła sobie patriotyzmu. A "łysym głowom" chcą udowodnić, że nie są wrogami ojczyzny. Ale za jaką cenę?
– Nie jestem samobójcą, ale na pewno jestem odważny – mówi mi Mikołaj Kastor Klubiński.
Nie ma innego marszu niż Marsz Niepodległości, na którym mógłbym wysłać tych wszystkich chętnych ludzi. Antyfaszystowska demonstracja jest nie po to, żeby świętować niepodległość, ale po to żeby protestować przeciwko świętowaniu narodowców. A jednak nie o to nam chodzi.
Oczywiście pod warunkiem, że tęczowa inicjatywa w Warszawie się w ogóle nie odbędzie.
Jest jeszcze inny problem. Na Tęczowej ekipie suchej nitki nie zostawiają organizacje LGBT (oprócz Forum LGBT, która nomen omen ma na zdjęciu profilowym różowy znak Polski Walczącej i napis "pedalstwo walczące").
Marsz Niepodległości ma charakter nacjonalistyczny, od lat pojawiają się na nim hasła nienawistne i nawołujące do przemocy. (...) Pojawienie się „Tęczowego bloku” na Marszu byłoby jednoznacznym poparciem takich postaw. Osoby LGBT+ powinny mieć świadomość, że uczestnicząc w Marszu Niepodległości legitymizują nienawiść i współtworzą przestrzeń wykluczania.
Kontrowersje dotyczą bowiem również samych organizatorów. Bo faktycznie nie są oni związani z żadnymi organizacjami LGBT.
