Tak, wiem. Dzisiaj to żaden problem zapisać się na track day na jednym z polskich torów wyścigowych i samemu śrubować swoje umiejętności. Ale co innego robić to pod okiem doświadczonych instruktorów. Na takim torze jak w czeskim Brnie. I wreszcie za kierownicą takich potworów, jak Mercedes-AMG GT R. I nie tylko.
To były niesamowite dwa dni. Do Brna na Tor Masaryk (nazwany tak na cześć pierwszego prezydenta Czechosłowacji Tomasza Masaryka) trafiłem dzięki uprzejmości polskiego oddziału Mercedesa. I od razu mówię: to nie było takie "typowe" szkolenie.
Bo choć podobne zajęcia organizują różne marki, które oferują mocne auta, szkolenia AMG mają chyba największy rozmach. Dość powiedzieć, że trafiłem na szkolenie AMG Advanced Training. Co je wyróżnia? Przynajmniej teoretycznie wypadałoby najpierw zaliczyć bardziej "podstawowe" zajęcia z akademii AMG.
Tor jazdy, głupcze!
Advanced Training to już bowiem nie przelewki. Poza Brnem w tej części Europy zajęcia organizowane są jeszcze na austriackim torze Salzburgring oraz polskich Silesia i Poznań. I gdzie nie traficie, możecie być pewni, że w trakcie dwudniowych zajęć naprawdę nie będzie czasu na... podstawy.
Dość powiedzieć, że tylko pierwszego dnia na początku mieliśmy trochę technicznych zajęć. Slalom, a także konkurencja polegająca na opanowaniu prawidłowego wejścia w zakręt i wyjścia z niego. Potem przyszedł czas już właściwie tylko na walkę na torze. Głównie z własnymi słabościami.
Tych na torze w Brnie każdy odkryje w sobie zaskakująco wiele. Tor "na mapie" wygląda na w miarę łatwy. Ale wystarczy wjechać na jego teren, żeby odkryć, że coś tu nie gra. Tor Masaryk powstał na wzgórzach, w pobliżu oryginalnej 31-kilometrowej (!) pętli, która powstała jeszcze przed drugą wojną światową.
Co wynika z tego zróżnicowania terenu? Różnica między najwyższym a najniższym punktem toru to prawie 70 metrów. To kilkunastopiętrowy blok mieszkalny. Wiele zakrętów pokonuje się niemal "na ślepo", pod górę. Dlatego tak ważne było poznanie toru oraz prawidłowa linia jazdy.
Prawidłowa linia toru jazdy – to właściwie klucz do sukcesu na tym evencie. Instruktorzy z uporem maniaka wbijali nam głowy ten element techniki jazdy. Dohamowanie, wejście w zakręt, znalezienie wzrokiem jego wierzchołka, wreszcie przyspieszenie i wyjazd na prostą optymalnym torem jazdy.
Łatwe? To teraz róbcie tak przez dwa dni w samochodach, które niejednokrotnie mają po kilkaset koni mechanicznych i napęd na tylną oś.
Kolekcja niesamowitych aut
Z tymi dwoma dniami to żaden żart. W trakcie szkolenia wykonałem naprawdę niezliczoną liczbę okrążeń toru w Brnie i równie niezliczoną liczbę kilometrów. To chyba największa różnica w porównaniu z podobnymi szkoleniami innych marek, w których brałem udział. AMG Advanced Training jest nastawione na jazdę po torze. Mówiąc banalnie, zwyczajnie naprawdę można się wyjeździć supersamochodami.
Jazda jest realizowana w formule lead & follow. Co to znaczy? W pierwszym aucie jedzie instruktor, a pozostali "gęsiego" za nim. Próbujecie naśladować jego tor jazdy, jego punkty dohamowań, momenty przyspieszenia. I nawet nie myślcie, że takie "małpowanie" jest łatwe.
To gigantyczne wyzwanie, tym bardziej że instruktorami zawsze są osoby, które zjadły zęby za kółkiem. Czułem się dość kuriozalnie, kiedy z całych sił próbowałem utrzymać się na torze za instruktorem, podczas kiedy on miał czas zerkać w lusterka wsteczne (żeby nas pilnować, właściwie więcej patrzył do tyłu niż do przodu), a na dodatek trzymał w ręku krótkofalówkę i mówił do nas. I choć każdy z nas mógł skupić się wyłącznie na parciu do przodu, i tak... musiał często zwalniać.
Niemniej jednak jazda na torze to zawsze wyzwanie ostateczne za kółkiem. Jeden dzień takiej jazdy jest bezcenny w kontekście umiejętności jazdy nawet na drogach publicznych.
Zwłaszcza dzień na torze za kierownicą takich aut. W ramach szkolenia kursantom udostępniono cały szereg aut AMG. Były więc modele CLA i GLA. Samochody z napędem na cztery koła, ale w pewnym sensie "faworyzujące" przednią oś. Łatwo w nich więc (zwłaszcza w GLA) o podsterowność, ale i tak jazda była czysta przyjemnością.
"Półkę wyżej" były C 63 S i GLC 63 S. Ten pierwszy zaskoczył mnie swoją zwinnością. Pomimo olbrzymiej mocy i napędu na tył samochód był bardzo przewidywalny – oczywiście do pewnych granic, bo to auto z napędem na tył, które nierozważnego traktowania po prostu nie przepuści. Nas ratowała obowiązkowa na szkoleniu kontrola trakcji – nie można jej wyłączyć.
GLC 63 S był w moim odczuciu autem najtrudniejszym do opanowania, ale nie ma w tym żadnego zaskoczenia. Wysoka masa, duży prześwit (w końcu to SUV) i duża moc. Samochód w zakrętach chętnie przerzucał masę, dzięki czemu z jednej strony udawało się uniknąć podsterowności. Ale z drugiej strony trzeba było uważać na nadsterowność.
Wisienką na torcie były klasa E 63 S oraz modele z rodziny GT. Ta pierwsza to istny fenomen. Wygodny sedan (lub kombi), dociskające w zakrętach boczki foteli oraz niesamowita moc. To samochód, który w rękach wprawnego kierowcy na torze jest w stanie utrzymać się za Mercedesem-AMG GT. Zwłaszcza na prostych. Przyspieszenie do stu kilometrów na godzinę w około 3,5 sekundy robi olbrzymie wrażenie.
Ale to właśnie wspomniane auta GT były powodem, dla którego większość z nas pojawiła się na torze. No nie oszukujmy się. Już "zwykły" Mercedes-AMG GT jest niesamowity, a wersja GT S podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej.
Za to GT C oraz GT R to po prostu cuda inżynierii. Skrętna tylna oś sprawia, że te samochody na torze jeżdżą po prostu jak przyklejone do asfaltu. Sam GT R to po prostu monstrum. Żywiołowe kolory, klatka bezpieczeństwa, trochę inne wykończenie niż w bardziej "cywilnych" wersjach. Od razu widać, do czego służy to auto. Sami ludzie z Mercedesa twierdzą, że ten samochód powinien spędzić 90 proc. swojego życia na torze.
I jakie to jest piękne życie. Mercedes-AMG GT R z jednej strony uzależnia swoim przyspieszeniem i rasowym brzmieniem czterolitrowej jednostki V8, która osiąga astronomiczne 585 koni mechanicznych. Z drugiej strony dzięki dodatkowym elementom aerodynamicznym (to chyba jedno z niewielu aut, które wygląda lepiej ze spojlerem niż bez) ciężko wybudzić drzemiącego w nim potwora. Ale jak już wam się uda...
Sam o tej "raptownej" naturze GT R najlepiej przekonałem się podczas przejazdów race taxi, które tradycyjnie kończą tego typu imprezy. Na czym to polega? Wysiadasz w końcu zza kierownicy i siadasz na fotelu pasażera. Za kółkiem pojawia się instruktor. Wyłącza kontrolę trakcji. I w największym uproszczeniu dobija opony, które i tak maltretowałeś przez dwa dni.
Dwa dni bezcennych emocji
Czego nauczyłem się w Brnie? Wiadomo – większej kontroli nad autem, poznałem lepiej swoje umiejętności i... gdzie mam braki. Po raz kolejny popracowałem nad swoją techniką jazdy. Dobitnie zobaczyłem, co się dzieje z autem w warunkach kiepskiej przyczepności – bo i mieliśmy lekcje driftu na mokrej nawierzchni.
Ale przede wszystkim świetnie bawiłem się za kierownicą aut AMG, które może i są dopuszczone do ruchu publicznego, ale to rasowe maszyny wyścigowe, zwłaszcza te modele, które mają hamulce ceramiczne. Gwarantuję każdemu, że wystarczy jeden taki dzień, aby pokochać te "usportowione" auta Mercedesa. A co dopiero dwa dni... Za to, co przeżyłem, tak naprawdę warto zapłacić każdą cenę.
Oczywiście w takim szkoleniu może wziąć udział każdy. Sezon 2018 już się zakończył, ale zaraz zaczyna się sezon 2019 włącznie z modułem AMG Winter Sporting, który pozwala każdemu sprawdzić się na zamarzniętych jeziorach w okolicy szwedzkiego Arjeplog.
Szkolenie AMG Advanced Training tanie nie jest – wyceniane jest na 8-15 tys. zł. Cena zależy od toru, na którym odbywa się event. Korzystniej finansowo wypadają szkolenia AMG Performance, które kosztują od 3,5 do 5 tys. zł. Wrażenia także będą niezapomniane. Poza tym jest to lepszy wybór dla osób, które taką przygodę dopiero chcą zacząć.
To świetna propozycja nie tylko dla osób, które już mają auto AMG, ale i dla takich, które noszą się z zakupem aut AMG, ale chcą je najpierw sprawdzić nie tylko w trakcie krótkiej jazdy testowej i w ruchu miejskim. A także na... niebanalny prezent. Wszak zaraz święta.
Na koniec jeszcze kilka zdjęć na pobudzenie apetytu: