
Obudź w środku nocy pracownika marketu i zapytaj o kod na kajzerkę, a odpowie ci bez zająknięcia. Praca na kasie jest ciężka, a ludzie często są bezlitośni. Okazuje się, że kasjerzy nie tylko muszą się użerać z klientami, przełożonymi, ale i z kodami na produkty. Sprawdziłem jak to wygląda w Biedronce.
Często mamy do czynienia z sytuacją, kiedy kasjerka lub kasjer pyta sąsiada o kod na pomidory, bułki czy inne cuda z oferty. Nie ma co się dziwić, bo markety zaskakują nas co chwilę nowościami, dlatego pracownicy Biedronki mają... egzaminy z kodów. – Wiedza jest sprawdzana na bieżąco, bo dużo się dzieje rzeczy na sklepie i trzeba to jakoś ogarnąć – mówi mi jedna z kasjerek, która prosiła o zachowanie anonimowości.
To niesamowite, że wszystko można zapamiętać. W tym momencie mogę wstać rano i wyrecytować wszystkie kody. Pamiętam nawet kody na pączki, które były w Tłusty Czwartek trzy lata temu.
Każdy z pracowników dostaje też tak zwany "kodownik". – Na początek trzeba po prostu przysiąść i nauczyć się tego co się da. Praktyka czyni mistrza, więc praca przy kasie też swoje robi. Po pierwszym dniu zapamiętałam dwa kody na ogórki i pomidory, bo najczęściej mi się tego dnia powtarzały – tłumaczy mi druga pracownica Biedronki, z którą rozmawiałem.
Polacy potrafią łamać kody, ale są też dobrzy w ich zapamiętywaniu. Nie ma stałej liczby cyferek do wykucia. Ich liczba jest dynamiczna i może oscylować w okolicach setki. Kody są na pieczywo, owoce, warzywa, cukierki i tzw. non food (czyli wszystko poza jedzeniem).
Największy jest problem wtedy, kiedy pomyli się kody i wbijemy nie ten produkt co potrzeba. Wtedy wołamy kierownika na zwrot. Na przykład kod na jabłko JONAGOLD jest 2803, a na mango jest 283. Kody podobne, ale różnica w cenie jest.
