Robert Biedroń to najnowszy kandydat na czarnego konia wyborów. Według niektórych sondaży jego nienazwany jeszcze projekt to trzecia siła w Polsce, według niektórych koń trojański, o który wywróci się cały plan pokonania PiS-u. Do tego doszła ostatnia kontrowersja z rezygnacją z mandatu radnego w tydzień po wyborach. Co siedzi w głowie Roberta Biedronia w przeddzień "Bitwy o Polskę 2019"?
O co chodzi z rezygnacją przez ciebie z mandatu radnego w miesiąc po wyborach?
Zrezygnowałem, ponieważ zajmuję się nowym projektem i nie wyobrażam sobie, żebym miał łączyć pobieranie diety radnego z jeżdżeniem po Polsce. Uważam, że to fair. Budowa struktur ogólnopolskiego ruchu politycznego to dla mnie kluczowa sprawa. Chcę mieć pewność, że na nasze listy trafią najbardziej kompetentne osoby. A to wymaga sporo czasu.
A nie było wiadomo, że będziesz jeździł po Polsce przed wyborami? Po co w ogóle startować?
Wiadomo, ale musiałem wprowadzić silną drużynę radnych z takimi wartościami jak ja. Dlatego stworzyłem razem z panią prezydent Krystyną Danilecką-Wojewódzką komitet, żeby mieć pewność, że w Słupsku wygra pani prezydent i będzie największy w historii klub radnych i tak się stało.
Czyli lokomotywa Biedroń…
Tak to działa w polityce. Jeśli będzie trzeba zrezygnować z mandatu w europarlamencie, też to zrobię. Nie ukrywam tego.
Mam konkretne nazwisko, funkcję i odpowiedzialność, więc muszę być lokomotywą. Muszę tych ludzi tam wprowadzić. Gdybym nie startował w każdych wyborach, ten projekt by nie wyszedł. Na tym polega odpowiedzialne przywództwo.
Z trójki najbliższych wyborów zostały wymienione dwie kampanie: europejska i sejmowa. A co z wyborami prezydenckimi?
Wybory prezydenckie są w 2020 r. Do tego czasu może się wiele zmienić. Teraz najważniejsze są wybory do europarlamentu i Sejmu.
Zawsze kiedy pojawia się nowa inicjatywa zastanawia mnie, jaki oni mają cel “na teraz”. Niby chciałoby się jako nowa siła zgarnąć całą pulę, ale nawet ta hegemoniczna “przez ostatnie 8 lat” Platforma miała w pierwszych wyborach 12 proc. głosów.
Zdaję sobie sprawę, że do tej pory żyliśmy w takiej przestrzeni, gdzie były szklane sufity. Ale ja jestem specjalistą od kruszenia szklanych sufitów. Gdziekolwiek startowałem, mówiono o mnie “dostanie 2 proc. i na tym to się skończy”. Dziś słyszę podobne głosy. Poza tym nie wierzę w wynik 11-12 proc., bo wiem, że potencjał jest o wiele większy. Zresztą sami umieściliście na waszej stronie zdjęcie ze spotkania w Poznaniu. Te zdjęcia mówią więcej niż sondaże.
Przed ogłoszeniem projektu Robert Biedroń był ulubieńcem internetu, wszyscy lajkowali, peace and love, wszystko fajnie. Dzień po ogłoszeniu to się skończyło.
Spodziewałem się tego. Byłem lubiany, kiedy trzymałem się na dystans, kiedy piłem wodę z kranu, kiedy jeździłem na rowerze, gdy sadziłem kwiatki w Słupsku. To było miłe dla mediów.
Był sobie ładny obrazek. Pocztówka znad morza.
Wesoły gej nad morzem, do którego można sobie przyjechać na selfie. Ale kiedy wchodzisz w wielką politykę naruszasz wiele interesów, nie tylko partyjnych. Ubolewam nad tym, ale polityka jest brutalna i plemienna. Plemiona, które nie chcą, żeby ktoś wszedł na ich teren i zaczynają mnie okładać.
Twoja programowa książka “Nowy rozdział” proponuje politykę dialogu ze wszystkimi: organizacjami pozarządowymi, wyborcami, ekspertami, mniejszościami i tak dalej. Ale nie ma tu jednego: dialogu z innymi partiami. Czy to oznacza niechęć do jakiejkolwiek koalicji? Zaraz będziesz musiał się deklarować, czy zamierzasz dołączyć do lewicowej, a może obywatelskiej koalicji?
Nie potrafię odnaleźć się w takim myśleniu. Może się tego nauczę, ale nie tęsknię za tą umiejętnością. Kompletnie mnie nie fascynuje planowanie, czy zrobię to z Grzegorzem, Barbarą czy z Włodkiem. Ja się skupiam na wartościach, pewnej wizji. Dlaczego dziennikarze nie pytają: Okej, stołki stołkami, ale czy ty masz z nimi wspólną wizję?”.
Po lekturze książki odpowiedź brzmi: nie.
Jeśli nie, to mamy problem. Bo oni nie chcą ze mną rozmawiać w ten sposób. Chętnie bym usłyszał od Grzegorza Schetyny czy Włodzimierza Czarzastego, czy jak wejdę do koalicji z nimi, to zostanie zlikwidowany Fundusz Kościelny, będzie realny rozdział państwa od kościoła, będziemy wyrównywali szanse kobiet i mężczyzn, małych i średnich miast w stosunku do dużych. Ja jestem w polityce dla zmiany. Stare polityczne wygi powiedzą, że to naiwne, ale nie chcę tego w sobie zmienić. Dlatego nie zrobiłem koalicji w Słupsku. Bałem się, że stanę się zakładnikiem układu. Że dając wiceprezydenturę PO, dając miejsca w radach nadzorczych nie będę w stanie przeforsować rzeczy, na których mi zależało. Udało mi się, bo tej wizji nie sprzedałem. Wiem, że to polityka i trzeba iść na kompromisy, dzięki temu mamy edukację seksualną w Słupsku, mamy in vitro, ale nie za stołki. Ja tak nie potrafię.
Czyli na tym etapie nie ma mowy o żadnych koalicjach.
Przeciwnicy mówią, że ten projekt to wydmuszka, nie ma programu, nie wiadomo, jakie będzie poparcie. Okej, to w takim razie dajcie mi szansę. To umówmy się, że wystartuję oddzielnie i się sprawdzę. Niech wyborcy ocenią i zobaczymy, co będzie dalej.
Ale masz świadomość, że to ty będziesz winny, jeśli PiS wygra w 2019 roku? Nieważne, że Grzegorz Schetyna czy Bronisław Komorowski na kilka dni przed wyborami coś palną, co wywali im kampanię. Ważne będzie, że nie dołączyłeś do koalicji i nie dałeś tego brakującego, “kluczowego procenta”.
Taka narracja już jest. Płacę cenę za ich słabość. Grzegorz Schetyna i PO oddali Polskę Kaczyńskiemu i od 3 lat nie są w stanie przebić szklanego sufitu. Ja tylko staram się na tyle mocno wiosłować, by odebrać Polskę PiS. Uważam jednak, że nie wystarczy być antyPiSem. A ponieważ Platforma boi się iść do przodu, ludzie nie chcą na nich głosować. Widzę to na spotkaniach. Ludzie mówią: okej, odsuńmy PiS od władzy, ale po to, by żyć w nowej Polsce 2019 roku, a nie w Polsce Platformy z 2011 roku.
Według “Nowego rozdziału” Polska 2019 to społeczeństwo obywatelskie, ekologia, nowa edukacja, prawa kobiet, słynne zdanie o niepozostawianiu nikogo z tyłu, oraz nowe relacje państwo-kościół. Które z tych zagadnień najbardziej “grzeje” na spotkaniach?
Rozdział państwa od kościoła. Byłem ostatnio w moim rodzinnym Krośnie na Podkarpaciu i bałem się reakcji w tych kwestiach. Gdy jednak lekko zasugerowałem temat, otrzymałem takie brawa, jak na żadnym ze spotkań.
Ale co konkretnie interesuje ludzi, jeśli chodzi o nowe rozdanie z Kościołem?
Wycofanie religii ze szkół, likwidacja Funduszu Kościelnego, opodatkowanie tacy na normalnych zasadach. Na Podkarpaciu, z którego pochodzę, ludzie naprawdę czują, że Kościół ma za dużo władzy. Polacy są antyklerykalni. Dziś w 2018 roku, wiedzą, że trzeba to rozdzielić.
Jak to ma wyglądać?
Skutecznie, cholera jasna (śmiech). Tak jak to zrobiłem w Słupsku. Nie wieszać krzyży w szkołach czy urzędach. Ja zdjąłem zdjęcie Jana Pawła II ze ściany w swoim gabinecie i przeniosłem je do katedry. Dodatkowo ustawowo wyprowadzić religię ze szkół, renegocjować konkordat. Gdy zwykła Polka czy Polak płacą kilkanaście razy większe podatki niż ksiądz, jest to niesprawiedliwe. I to trzeba zmienić.
A kiedy nazwa projektu? Czy wystarczy po prostu Projekt Biedroń?
Nazwa jest wtórna. Wiem, że to ekscytuje mediach. To ciekawe zjawisko. Dziennikarze mnie pytają o takie szczegóły, jak nazwa, liderzy list i tak dalej, a ludzie na spotkaniach mówią o tym, co ich boli i jak to naprawić. Mam więc sprzeczny przekaz od dziennikarzy i sprzeczny od ludzi.
Taka perspektywa mediów.
Nazwa będzie więc 3 lutego, wtedy też pokażemy program. Gdybym usiadł na dwa, trzy dni, przeformułowałbym trochę książkę to miałbym program. Tylko, że ja wiem, że to nie na tym polega. Jeśli chcę, żeby ten projekt zaangażował ludzi, to chcę to zrobić z nim, żeby czuli, że to jest też ich program. Dlatego jeżdżę i rozmawiam z ludźmi, bo jestem ciekaw, co ludzie mają do powiedzenia. Chcę też, by każdy postulat miał szczegółowy plan wprowadzenie tych wszystkich zmian.