O majątku prałata Henryka Jankowskiego krążyły legendy. Jego przyjaciel: "umarł jako biedak"
Bartosz Świderski
03 grudnia 2018, 16:01·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 grudnia 2018, 16:01
Kilkanaście lat temu prałat Henryk Jankowski znalazł się na liście najbogatszych Polaków, którą opublikował tygodnik "Wprost". Zajął 80. miejsce, zaraz za szefem dużej firmy budowlanej, a przed właścicielem sieci sklepów i delikatesów. O majątku duchownego, który zmarł w 2010 roku krążyły legendy. Nie krył się z tym, że lubił luksusowe samochody, meble, ubrania i trunki. Zbudował imponujący biznes, ale umarł "jako biedak".
Reklama.
W 1998 roku "Wprost" publikuje kolejną listę najbogatszych Polaków. Na 80. pozycji umieszcza księdza prałata z parafii św. Brygidy. I tak uzasadnia wybór Henryka Jankowskiego: "Luksusowo wyposażona plebania, piękny księgozbiór, kolekcja białej broni, komfortowy mercedes. Ksiądz Jankowski kontroluje pośrednio kilka znaczących na wybrzeżu firm – jest ich udziałowcem lub właścicielem".
Ksiądz temu oczywiście zaprzeczał w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej". Dziwił się, czego to media nie wymyślą. Powtarzał, że nie jest ani udziałowcem, ani właścicielem żadnej firmy, a jedynie członkiem Rady Nadzorczej Baltic Banku. Podkreślał też, ze nie kolekcjonuje broni białej, a wszystko, co ma to pamiątki i prezenty od wojska, policji i harcerzy. Dodał też, że jego mercedes ma cztery lata.
Import wina, wille
Ale media bardzo często rozpisywały się na temat luksusów duchownego, kapelana "Solidarności" i wieloletniego proboszcza parafii im. św. Brygidy w Gdańsku (tę funkcję pełnił do 2004 roku).
W 2004 roku ks. Jankowski sprzedawał "ciegiełki", czyli australijskie wina Monsignore (Prałat). Dochód z ich sprzedaży miał być przeznaczony na wykończenie budowy bursztynowego ołtarza w kościele św. Brygidy.
Jak kreśli portal Info.wiara.pl biznes prałata ruszył pełną parą, gdy powołał w 2005 roku Instytut ks. Henryka Jankowskiego. Miał on m.in. chronić tradycje niepodległościowe i solidarnościowe. Zaczęło się od wody mineralnej (produkowała ją firma z Muszyny - Cechini), której były kapelan "Solidarności" użyczył swojego wizerunku. Były też handel monetami z wizerunkiem Jana Pawła II.
Kilka lat później duchowny postanowił zakupić kawiarnię w pobliżu Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie (dziś stadion PGE Narodowy). Jak czytamy na łamach Info.wiara.pl: "Ma tam powstać centrum biznesowo-kulturalne, które ma przynieść dochody podczas piłkarskich mistrzostw Euro 2012". Później dziennikarze ujawniają, że duchowny miał w 16 miastach Polski otworzyć sieć klubokawiarni.
W 2007 roku "Dziennik" informuje, że ks. Jankowski zakupił wart ponad milion luksusowy apartament w Krynicy-Zdrój. Oficjalnie lokal nabył instytut duchownego, ale to on sam miał zamieszczać w willi.
"Umarł jak żebrak"
W 2010 roku Henryk Jankowski umarł. A jego przyjaciel Jerzy Borowczak, legenda "Solidarności", opowiadał dziennikarzom "Super Expressu", że prałat "umarł jak biedak, żebrak".
– Nie miał niczego, nawet samochodu. Wszyscy go zostawili. Zostało kilku przyjaciół, pomagaliśmy mu finansowo. Bo on tej swojej emerytury miał 600 złotych. Płaciliśmy za niego rachunki telefoniczne – mówił Borowczak.
Oskarżenia o molestowanie
W 2004 roku człowiek, który odprawiał legendarne masowe nabożeństwa podczas strajków w Stoczni Gdańskiej i był niegdyś najbliższym przyjacielem i spowiednikiem Lecha Wałęsy został oskarżony przez matkę jednego z byłych ministrantów o wykorzystywanie seksualne syna i wpędzenie chłopaka w problemy.
Choroba i wycofanie prałata Jankowskiego z życia publicznego pomogły jednak w wyciszeniu oskarżeń. Ale sprawa wróciła w 2013 roku, już po śmierci duchownego. Wówczas Peter Raina potwierdził, że na plebanii kościoła św. Brygidy w Gdańsku działy się rzeczy bardzo niepokojące. O tym w rozmowie z dziennikarzami "Dużego Formatu" ("Gazety Wyborczej") opowiedziały także inne ofiary duchownego.