"Cierpienie" – tak jednym słowem odpowiedziała na pytanie o ostatnie miesiące swojego tenisowego życia. Najlepsza polska tenisistka zmuszała się do wyjścia na trening, ratowała lekami i zastrzykami. I nie dlatego, że nie chciała grać. Jej ciało tak reagowało, organizm mówił "stop". Agnieszka Radwańska wiedziała, kiedy odejść, choć wielu było w szoku.
Zakończenie kariery ogłosiła w połowie listopada. Po 13 latach zawodowego grania postanowiła zakończyć swoją przygodę z zawodowym tenisem. "Nie jest mi z tym łatwo. W głowie jeszcze tyle wspomnień, emocji zwycięstw tych dwudziestu zdobytych turniejów i tych blisko sześciuset wygranych meczów. Niestety nie mogłam już trenować jak dawniej, a organizm i tak coraz częściej odmawiał posłuszeństwa" – napisała na Facebooku.
Zaskoczonym kibicom wyjaśniła, że zrobiła to w trosce o swoje zdrowie.
"Trener złapał się za głowę"
"Czułam się jak wrak samej siebie" – mówi teraz tenisistka w rozmowie z "Newsweekiem". Paweł Reszka zapytał ją o ostatnie miesiące. W odpowiedzi usłyszał o cierpieniu i o tym, że bardzo często gra się bez przyjemności.
Że nie ma chwili oddechu, trzeba grać bez względu na kontuzje czy grypę. Kiedyś nie jadła 10 dni z powodu wirusa i musiała wyjść na mecz, a po nim na kolejne. Taki mecz, jak mówi, oznacza "ogromne spustoszenie dla ciała". Przyznaje, że "na korcie zostawiła mnóstwo zdrowia".
"Organizm mówi: "stop", "dość". Ale wtedy włącza się głowa, ambicja: "Przecież gram
w Wielkim Szlemie! Jestem w środku turnieju! Potrzebne mi punkty!”. Zawsze jest coś do zrobienia. I organizm dostaje po dupie. Raz, drugi, dziesiąty. A potem siada wszystko – nie tylko stawy, ale serce, krążenie" – opowiada "Newsweekowi" Radwańska.
Gdy nowy trener Tomasz Wiktorowski zaczął od badań tenisistki, to – jak mówi jeden z rozmówców tygodnika – złapał się za głowę. "Zobaczył zdjęcia barku i wiedział, że ona już mocno nie zaserwuje. Zrozumiał, że jak zwiększy obciążenia, to Agnieszka się rozsypie" – czytamy.
"Cała rodzina zapłaciła"
Tygodnik opisuje, jak cały tenisowy świat plotkował o jej zdrowiu, ale i tak był zaskoczony decyzją o rezygnacji. Sama Radwańska, gdy usłyszała w radiu informację o sobie, że zakończyła karierę, zdradziła, że poczuła coś dziwnego: – Jakbym umarła. Przecież tenis to było moje całe życie.
To życie miało też wpływ na całą rodzinę. Rodzice Radwańskiej rozwiedli się. Przestała dogadywać się z ojcem trenerem.
– Cała rodzina zapłaciła. Większość dostrzega tylko piękny obrazek w telewizji: mecz trwa półtorej godziny, ludzie mówią: "Pograła, zarobiła, teraz udzieli wywiadu i ma fajnie”. Nie widzą, co jest poza kamerą" – opowiada tenisistka.
Więcej o karierze sportowej Agnieszki Radwańskiej przeczytacie w artykule Pawła Reszki pt. "Portret tenisistki z bólem w tle" w najnowszym numerze "Newsweeka".
"Na początku myśli się tylko o tym, jak zagrać ten najbliższy turniej. "Nie mogę grać przez kontuzję? Zacisnę zęby i już mogę”. Aż nagle człowiek zaczyna rozumieć, że za długo zmuszał organizm. A teraz przyszła chwila, że już do niczego więcej nie da się go zmusić. Nie da się i już".