Jestem zaszczycony i wzruszony otrzymanym tytułem. To dla mnie szczególnie ważne, gdyż wyróżniacie mnie w 50. rocznicę powstania uniwersytetu – mówił w niedzielę Donald Tusk. Szef Rady Europejskiej został uhonorowany tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Technicznego w Dortmundzie. W jego przemówieniu nie zabrakło motywów piłkarskich i politycznych.
Donald Tusk, miłośnik piłki nożnej, odbierając nagrodę w Dortmundzie nie mógł nie wspomnieć o piłkarskich osiągnięciach Polaków grających w lokalnej drużynie – Borussi Dortmund.
– Zawsze sympatyzowałem z Borussią Dortmund, jak każdy Niemiec i Polak, bardziej interesuję się piłką nożną, niż polityką. "Ich bin ein Dortmunder" – żartował Tusk i zwrócił uwagę na Polaków, którzy grali dla klubu. Stwierdził jednak, że jego żona na pewno miałaby mu za złe, że "redukuje swoje całe życie do piłki nożnej" i przeszedł gładko do polityki.
To właśnie zamiłowanie do piłki nożnej pozwoliło mu zaobserwować i zrozumieć "fenomen i znaczenie emocji jakie wiążą się z konfliktem między plemionami". Stwierdził, że w Europie nie można stosować podziałów na "my" i "oni", bo Unia Europejska powstała na pozytywnym myśleniu i pozytywnych wartościach.
W przemówieniu szefa RE nie zabrakło także nawiązań do Polski oraz rządów PiS. Donald Tusk stwierdził, że na podstawie wydarzeń z lat 80 XX wieku w Polsce i doświadczeń "Solidarności" nauczył się, że "można wygrać odrzucając podział na plemiona". Mówił także, że kierowanie się złymi emocjami powoduje, że stajemy się ich niewolnikami.
– Stajemy się ofiarami autokratów. Widzę to w pełnej okazałości dziś w Europie. Proszę, nie pytajcie mnie o nazwiska, bo nie wymienię ich. Poza tym wszyscy wiecie kogo mam na myśli – pointował Tusk, któremu ewidentnie chodziło m.in. o Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbana.