Olga Frycz to aktorka znana z wielu ról telewizyjnych i kinowych. Widzowie oglądali ją w "M jak miłość" czy serialach z rozlewiskiem w tytule, a na dużym ekranie grała m.in. we "Wszystko, co kocham" czy "Bożych skrawkach". Ostatnio jednak "występuje" w zupełnie innej roli i podbija serca wielu internautek.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
W życiu 32-letniej Olgi Frycz zaszły spore zmiany za sprawą dziecka - we wrześniu urodziła córkę Helenę. Przerwała występy przed kamerą i, jak się okazuje, prawie wcale za tym tęskni. – Nie spieszy mi się na castingi – powiedziała w rozmowie z naTemat. Oddała się zupełnie wychowywaniu pociechy i Instagramowi.
Nie zrywa jednak zupełnie z telewizją - możemy ją oglądać w spocie promującym najnowszy serial przyrodniczy na kanale BBC Earth - "Dynastie". Rozmawiam z Olgą Frycz o tym jak to jest być mamą, influencerką na Instagramie i o jej powrocie do aktorstwa.
Stałaś się jedną z najaktywniejszych i najpopularniejszych influencerek na Instagramie. I to bez skandali. Jak ci się "żyje" w mediach społecznościowych, które nie są zawsze przyjazne?
Instagrama bardziej intensywnie i w miarę regularnie używam od około dwóch lat. Daje mi to możliwość nie tylko komunikowania się z osobami, które mnie obserwują i darzą sympatią, ale przede wszystkim dzielenia się z nimi informacjami, na których mi zależy.
O samym Instagramie nie mogę powiedzieć złego słowa, bo i sama nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie robię niczego wbrew sobie.
Mam dwa profile na Instagramie. Na jednym prawie 200 tysięcy obserwatorów a na drugim prawie 100 tysięcy. Ten drugi profil założyłam głównie po to, żeby "poznać" instamamy, bo to profil typowo parentingowy. Bardzo liczę się z ich zdaniem, opinią. Staram się czytać komentarze i jak tylko czas mi na to pozwala to odpisuje na wiadomości.
Krytykują się wzajemnie, a przecież w takim normalnym świecie, nie mówię o patologii, każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Jeśli trzymam dziecko w taki, a nie inny sposób, to nie znaczy, że chcę mu zrobić krzywdę, tylko po prostu jest nam tak wygodnie. Komentarze w stylu "źle trzymasz dziecko" lub "trzymasz to dziecko jak lalkę" są dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Jak myślisz: z czego wynikają agresywne komentarze? To jest zwykły hejt czy może zazdrość?
Rozumiem, że są kobiety, które spędzają całe dnie ze swoimi dziećmi i są sfrustrowane w pewien sposób. Wolą się zamęczyć na śmierć, byleby były uważane za wspaniałe, pełne poświęceń matki. Myślę, że to źle wpływa na ich psychikę. Na pewno nie życzą mi źle, ale piszą to z nudów. Nawet jeśli to nie będzie miła dyskusja, to na chwilę odejdzie od pieluch.
Słowo hejt w ostatnim czasie jest zresztą moim zdaniem nadużywane. Częściej jednak spotykam się z krytyką. Hejt to co innego. Hejt jest wtedy, gdy na przykład będąc w ciąży, dostałam wiadomość od kobiety, która życzyła mi, by moje dziecko umarło na porodówce.
Tym, co mówisz i swoim profilem na Instagramie pokazujesz, że można wypośrodkować bycie mamą, swoje pasje i pracę, że istnieje "życie po ciąży".
Nie robię z tego jakiejś wielkiej sprawy. Mam koleżanki, które urodziły dzieci i są czynne zawodowo oraz w social media. Też bym tak chciała i do tej pory mi się to udaje. Natomiast to mój świadomy wybór, że zostałam w domu, nie gram w filmach, nie chodzę na eventy.
Nie wracam jeszcze do swojej figury sprzed ciąży, ale też nie krytykuję dziewczyn, które po urodzeniu dziecka idą na siłownię i przechodzą na dietę. One też się spotykają z ostrymi komentarzami, a przecież każdy ma prawo żyć jak chce i czuć się dobrze.
Zupełnie jednak nie odcięłaś się od telewizji, bo promujesz nowy serial na BBC Earth - "Dynastie".
Tak, każdy odcinek jest dedykowany innemu gatunkowi zwierząt. Ja miałam przyjemność promować odcinek, w którym głównym bohaterem jest tygrysica. Kiedy mi zaproponowano taką kampanię, to bardzo się ucieszyłam.
Wychowałam się na filmach przyrodniczych. Co weekend siedzieliśmy całą rodziną przy stole i przy obiedzie towarzyszył nam w tle głos Krystyny Czubówny. Mam do filmów przyrodniczych ogromny sentyment i nie wyobrażałam sobie, by nie skorzystać z tego zaproszenia. Zwłaszcza, że to piękna produkcja. Wciąga jak najlepszy fabularny serial - są rody, które się nienawidzą, miłość, wojny.
Ten odcinek został przydzielony tobie nieprzypadkowo, bo tygrysica jest świeżo upieczoną mamą.
Tak . Możliwe, że również dlatego zostałam zaproszona, bo mam waleczny charakter tak jak tygrys.
Aktorsko jesteś obecnie w stanie spoczynku. Planujesz wracać do kina i telewizji?
Kompletnie o tym nie myślę w tym momencie. Nie spieszy mi się na castingi. Pracuję od piątego roku życia i teraz mam taki czas dla siebie, kiedy mogę zweryfikować moje życiowe plany. Aktorstwo mam we krwi i dorastałam w tym zawodzie. Nie miałam za bardzo wyjścia, żeby mieć inny plan na życie.
Grałam od dziecka, przechodziło to u mnie płynnie, grałam we wspaniałych filmach i odniosłam duży sukces. Cały czas to za mną chodzi, ale chciałabym spróbować czegoś innego. Bardzo możliwe, że gdyby przytrafiła mi się fajna propozycja, to pewnie bym z niej skorzystała, ale nie myślę o tym specjalnie intensywnie.
Czyli skoro nie aktorstwo, to może chcesz zostać zawodową influencerką?
Influencerką już jestem i nie boję się tego słowa. Instagram daje mi dużo możliwości i będę broniła tego medium. Każdy sobie prowadzi swój profil jak chce, a ja jestem bardzo zadowolona z tego jak ja to robię.
Mało tego: ta praca pozwala mi spędzać czas w domu z moją córeczką. Lepiej być nie może.
Ludzie coraz mniej są zainteresowani tym, co piszą o mnie na plotkarskich portalach i w brukowej prasie, bo dostają informacje ode mnie z pierwszej ręki. Od życia zawodowego, które ostatnio ucichło, po lifestyle jak spacery z psami czy podróże, po produkty, których używam - zgłaszają się do mnie różne marki, których mam przyjemność być ambasadorem.
To są zazwyczaj bardzo miłe dyskusje i komentarze ale oczywiście zdarzają się też "troglodyci", na których staram się nie zwracać uwagi i akurat na dyskusje z nimi szkoda mi czasu i energii. Jeśli ktoś przesadzi, to usuwam i blokuję. Krótka piłka. Często internautki kłócą się w komentarzach między sobą. Przypatruję się temu i zastanawiam się, jak kobiety mogą pisać tak straszne rzeczy.
Nie ukrywam też, że jest to dla mnie w tym momencie moja praca, która daje mi zarobić na życie. Jestem wobec moich obserwatorów szczera i mówię im, że skoro jestem ambasadorem danej marki, to dana marka płaci mi za usługi reklamowe. Na tym polega reklama internetowa.